niedziela, 29 listopada 2020

Epilog

 

Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz.

Można powiedzieć, że mnie zaskoczył, bo właściwie to nie spodziewałam się, że zwykłe wypowiedzenie jego imienia lub zawycie z myślą o nim może wystarczyć, by tak po prostu się pojawił, ale byłam zbyt wyczerpana, by choćby to okazać. Po prostu, kompletnie wykończona, obróciłam powoli niemiłosiernie ciężki łeb w jego stronę.

Stał w pozornie nonszalanckiej pozie, opierając się o jedno z drzew. Widziałam, że chciał pozować na rozluźnionego, lecz nawet w takim stanie mogłam bez trudu dostrzec wciąż obecny na jego szyi duży opatrunek i wystające spod niego nabrzmiałe żyły. Garbił się lekko, całą sylwetkę miał przechyloną na jedną stronę, a głowę sztywną, przez co nietrudno było wywnioskować, jak ogromny ból sprawia mu ta rana. Co to w ogóle było?

Mówiłem ci już przecież. – Roześmiał się sucho, albo odczytując moje myśli, albo odgadując, w co i dlaczego tak się gapię. Byłam tak zmęczona, że nie zdołałam się tym nawet należycie przejąć. – Ugryzł mnie wampir. Dla wyvernów to jest śmiertelne. Przeważnie.

Przeważnie? – podchwyciłam, choć wiedziałam już, co odpowie.

Bo ja, jak widać, jeszcze się trzymam na nogach.

Parsknęłam cicho, co mogło być odpowiednikiem ludzkiego śmiechu.

Vuko wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam. Przedwcześnie postarzała twarz, matowe jasne włosy i różnobarwne oczy, z których jedno czerwone zdradzało, że faktycznie mógł być wyvernem, luźne ubranie, w którym kryła się wychudzona, lecz zachowująca oznaki dawnej siły sylwetka... Wiedziałam, że był ledwo żywy. Że był chory tak, że właściwie jedynie kwestią czasu jest, kiedy zasłabnie na tyle, by nie móc dłużej stać. I jednocześnie wiedziałam, że wystarczałoby, abym lekko go pchnęła, by upadł, i... To głupie. Byłam pewna, że mimo to zdołałby po tym zamienić mnie w kupkę popiołu podobną do tej, jaka została po bladgorze, i nie sprawiłoby mu to większej trudności.

Chcesz wiedzieć, prawda? – spytał, widząc, że ja wciąż milczę.

Skinęłam bez słowa wielkim łbem, nie zrywając kontaktu wzrokowego.

A więc wiedzę otrzymasz. – Westchnął ciężko. – Ale nie taką, jakiej zapewne pragniesz.

Słucham? – oburzyłam się. – Teraz jeszcze zamierzasz mi wciskać więcej zagadek?

Tak jest o wiele zabawniej. – Rozłożył ręce w przepraszającym geście i zaśmiał się krótko. – A tak serio, to po prostu nie mogę ci tego powiedzieć wprost. Nie mogę, bo... – Zawahał się na moment, jakby zorientował się, że zaraz właśnie przekroczy tę granicę, o której mówił. – Nie, do większości musisz dojść sama. Ja mogę podsunąć ci jedynie parę wskazówek. Gdybym zdradził cokolwiek więcej, nic nie potoczyłoby się tak, jak to zostało zaplanowane.

Ach, no tak. Gadka o Proroku – prychnęłam sarkastycznie. – Jasne jak słonko.

Mówiłem już, że to ty jesteś Prorokiem, nie Vuko – warknął, w nieludzkim grymasie ukazując zaostrzone kły wyverna. Nie przejęłam się zbytnio tą chwilową utratą kontroli, choć pewnie powinnam była. – A może raczej dopiero nim będziesz. Tego akurat sam jeszcze nie rozgryzłem. Nie wszystko jest tak, jak powinno, więc czasem ciężko mi się w tym odnaleźć.

Czekałam uparcie na ciąg dalszy. Widząc, że nie zamierzam mu odpuścić, westchnął jeszcze raz i wywrócił oczami.

No dobra. Wiesz co, wilczku? Uważaj na wyverna z pradawnym mieczem.

Że co? – Szczęka dosłownie mi opadła.

Nie waż się teraz żartować, bo Vuko właśnie mówi ci coś ważnego, czego tak bardzo pragnęłaś. – Pogroził mi palcem. – Uważaj na wyverna o szarych oczach i czarnych włosach. Już ty dobrze wiesz którego. Będziesz wiedzieć, gdy go spotkasz.

Zmartwiałam. Mój sen...

Uważaj. Obserwuj. I trzymaj się od niego z daleka, jeśli tylko zdołasz... choć pewnie nie zdołasz. – Znowu się roześmiał. – Przyszłość ma to do siebie, że niełatwo ją zmienić, gdy już została ułożona. W każdym razie uważaj. On nie jest tym, kim się wydaje. I tak dalej. – Machnął dłonią, jakby odganiał muchę. – Uważaj na niego, a wszystko powinno się w miarę dobrze skończyć.

Zaraz! – Rzuciłam się w jego stronę, gdy odwrócił się na pięcie. – Jakie znowu „w miarę dobrze”?!

Nie zdążyłam. Facet po prostu rozpłynął się w powietrzu, zostawiając mnie dosłownie z niczym.

Pamiętaj. I zawołaj, gdy zrozumiesz – usłyszałam jeszcze, zanim wszystko zgasło, a ja ponownie znalazłam się na zupełnie zwyczajnym cmentarzu.

Uszkodzony wyvern zniknął, w jakiś sposób zabierając ze sobą anomalię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz