niedziela, 18 sierpnia 2019

Rozdział 6

Powietrze już nie zaciskało się wokół mnie. Ziemia nie drżała, sieć trakcyjna stukała całkiem normalnie, cykały świerszcze, piszczała sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu obok mojej podstawówki, jacyś ludzie śmiali się głośno, przechodząc niedaleko. Było zwyczajnie, dokładnie tak, jak wiosennego wieczoru powinno. Tylko moim uszom nie dało się nijak wytłumaczyć, że mogłyby odkleić się od czaszki, a ogon nie słuchał, że to nie wypada, żeby tak mocno przylegał do brzucha. Łapy mi drżały – ba! Ja cała drżałam, oddychając ciężko. Pasek od torebki całkiem już obśliniłam, ze zdenerwowania nie kontrolując, z jaką siłą zaciskam na nim kły.

Co się dzieje?

Leah, co to było? Coś cię goniło?

Powinniśmy tego szukać? Jest tak blisko, do cholery!

Czego się tak nagle wystraszyłaś? Mysz zobaczyłaś? Hy hy hy...

Dopiero to sprawiło, że zwróciłam uwagę na wilczy jazgot w mojej głowie.

Z całej swojej uprzejmości życzę ci, żebyś żarł tłuczeń, dresie tępy – syknęłam w stronę zaśmiewającego się Paula. Stał akurat na torach, nie musiałby więc wcale specjalnie się wysilać.

No, bo już myślałem, że zapomniałaś, jak się mówi – odetchnął Jacob. – Więc co to było?

To była ta pieprzona atmosfera – gorączkował się Seth. – To coś, co wyczuwaliśmy podczas tamtych burz. Nie mam żadnych wątpliwości. Powinniśmy tam iść i...

Od kiedy to pchasz się do działania? – Dresiarzowi widocznie jeszcze było mało. – Nie powinieneś siedzieć w kąciku jak ostatni fagas i płakać, że chcesz do starej? – Umilkł raptownie, gdy Embry walnął go łapą. Stoczył się z peronu, na który dopiero co się wspiął, i ponownie wylądował w bliskim zasięgu tłucznia.

Korzystaj. Amć, amć! – zawołałam szybko, zanim się pozbierał.

Powiał dziwnie pachnący wiatr. Na chwilę pociemniało mi przed oczami. Potrząsnęłam łbem, chcąc rozprostować kręgi, zastałe od dźwigania torebki wypełnionej do granic możliwości jedzeniem. Coś chrupnęło mi u podstawy czaszki, ból pozwolił zebrać rozsypujące się myśli i skupić na tym, na czym należało się skupić.

No to wygląda na to, że spotkałam naszą ulubioną atmosferę. I co teraz? – pomyślałam powoli. Ruszyłam wydłużonym truchtem w stronę dworca. Szkoda, że nie miałam gdzie tej cholernej torebki zostawić. Kostka zaczynała mnie coraz poważniej boleć, ale udawałam, że nic się nie stało. Rany, ale by mieli ze mnie polewkę, gdyby wiedzieli, że wyrąbałam się przez założenie butów na obcasie. Obojętnie, w jakich to było okolicznościach i że równie dobrze bym się skrzywdziła w adidasach – to było przewrócenie się na obcasie. Kuźwa.

To była ta atmosfera? Znaczy się... To coś, co zaatakowało tamto stado? Kurde, nie wiem, jak to nazwać...

Wszyscy wiedzą, o co ci chodzi, Sam.

Tylko co my mamy z tym zrobić?

A jeśli nam to zagraża? Jeśli coś może się stać miastu?

To na pewno nam zagraża, idioto. Gdyby było nieszkodliwe, to niczego by nie zabiło.

Leah, co tam się działo? Wiesz już, co to było?

No... też nie umiem tego zbyt dokładnie wytłumaczyć. – Pozwoliłam, by zaczęli grzebać w moich wspomnieniach. – Nie wiem co to, ale... poczułam to. Szłam tak sobie torami, gdy mnie zaatakowało. Albo raczej... Kurde, nie pamiętam niczego, co działo się przedtem. Nie wiem, czy aż tak się zamyśliłam, czy to miało jakiś związek. Nie wiem. Od rana czułam się dziwnie. To coś, to była właśnie atmosfera, dobrze to nazwałeś, Sam. To była taka... atmosfera czegoś. – Za nic nie mogłam się wypowiedzieć. – Kij z tym, po prostu mam wrażenie, że mamy przesrane.

No naprawdę? Teraz mi to mówisz? – Quills brzmiał na bardzo zmęczonego. – Dawaj, powiedz coś, czego nie wiem!

Po co właściwie zwołałeś to zebranie? – wtrącił Brady. – Jak tak nagle zwialiście ze szkoły, to od razu wiedziałem, że coś się kroi. Przewidzieliście to, czy co?

Uznałem po prostu, że wyglądacie na nieco bardziej rozgarniętych niż ostatnio i przydałaby się pogadanka z rodzaju „i co dalej” – wytłumaczył Alfa. – I tyle. To wasza obiecana pogadanka. Ochłonęliśmy po ostatnim, więc teraz czas na jakiś plan. Bo tego tak zostawić nie możemy. Ale przy tym, co tu się stało...

Ale na kiego chuja nam jakieś plany? – zdziwił się Paul.

Zapadła oniemiała cisza. Truchtałam właśnie w stronę dworca, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy wszystkich, lecz nawet ja na moment zmyliłam krok, pewna, że ten debil tylko żartował. Niestety barwa jego myśli mówiła sama za siebie.

Ty... – Quills nawet myśli nie był w stanie wykrztusić. – Czy ty nie pamiętasz, o czym rozmawialiśmy dopiero co? Przedwczoraj to chyba było?

Kurna, nie wiem, o co ci chodzi. – Dresiarz patrzył na niego cokolwiek z politowaniem.

I dostał właściwie z sierpowego. Aż mi szczęka opadła.

Trafiony ciężką łapą Alfy z zamachu, przewrócił się na bok i niemal dosłownie nakrył nogami – impet na moment przekręcił go na grzbiet. Rany od ostrych pazurów piekły całkiem porządnie, lecz zdezorientowanie i niedowierzanie konkurowało z nimi na tyle, że niemal od razu o nich zapomniał.

Ja pierdolę! – zawył i zerwał się z miejsca, gdy tylko zdołał. Mało brakło, a znowu wpierdzieliłby się w ten cholerny tłuczeń, tak się zatoczył, gdy zakręciło mu się w głowie. – Pojebało cię?! Ochujałeś całkiem?! No ja po prostu...

Zamknij ryj! – wydarł się na niego albinos. A nam szczęki opadły jeszcze bardziej. – Magiczne burze?! Anomalie?! Pierdolone martwe wilkołaki?! Coś ci to mówi, tępa pało?!

Dobra, dobra, koledzy kochani, może by tak grzeczniej? – przerwałam mu szybko, choć coś tak czułam, że nie będę miała wystarczającej siły przebicia, skoro nadal nie było mnie na miejscu. – Dresiarz tępy jest, mózgu zapomniał na spacer wyprowadzić, to jego sprawa. Mamy chyba ważniejsze rzeczy na głowie? Przed chwilą powietrze prawie mnie zjadło, halo?!

Po prostu nie zwracaj na niego uwagi – poradził mądrze Seth, ale musiał się szybko wycofać, gdy spojrzenie czerwonych ślepiów skierowało się w jego stronę.

Na szczęście Embry zdołał pozbierać się z szoku, zanim Alfa rzucił się na dobre któremuś do gardła. Wpadł przed niego i zatrzymał swoim ciałem, gdy biały basior ruszył w stronę wciąż zataczającego się dresiarza z zamiarem dokonania szybkiego i niekoniecznie dyskretnego mordu.

Ziemia do Quillsa! Ej no, panie Alfo, problem mamy. W dupie z tym pustakiem, reszta kojarzy sprawę, co nie?

No ja mam nadzieję! – Kłapnął na Betę zębami, siejąc dookoła kroplami śliny. – Obiecałem, że wam pogadanki nie odpuszczę, bo odpuścić nie mogę. To coś znajduje się na naszym terenie. I robi się coraz bardziej bezczelne. Macie zebrać się w sobie i pomóc mi wymyślić, co to może być.

Może zacznijmy od początku. – Zwykle impulsywny wilkołak o ciemnoszarej sierści całym sobą wcielił się w rolę Bety – duchowej podpory Alfy. Położył się z pozoru spokojnie, lecz wciąż uważał na to, by w razie czego móc zablokować drogę albinosowi, gdyby temu nadal chciało się posmakować naszej krwi. – Dowiedziałeś się czegoś więcej? Tamte wilkołaki umiały w końcu określić, co wywołało te burze? Jakieś stworzenie? Celowo, czy może samą tylko obecnością? A może to była zwykła magiczna anomalia?

Magiczna anomalia trzy razy z rzędu? – Z powątpiewaniem potrząsnął łbem. Pewnie gdyby to było możliwe, właśnie uniósłby jedną brew. – Średnio prawdopodobne. Chociaż... Nie, nie wiem. Nie miałem jeszcze jak przeprowadzić zwiadu – nikt z was się nie garnął, stara sfora nieco sra po gaciach, a z tamtymi nie idzie się dogadać, tak są spanikowani. Wyciągnąłem tylko od nich, że to coś potężnego i że jest na naszych ziemiach, dlatego nie będą się na razie mieszać, aczkolwiek oczekują, że coś łaskawie zrobimy. Nie potrafili niczego sprecyzować. Już sama aura tego czegoś sprawiała, że nie mogli podejść bliżej.

A próbowali chociaż? – prychnął pogardliwie Collin. – Chyba średnio.

Podobno próbowali. Na tyle, na ile pozwalała granica pomiędzy naszymi terytoriami.

Naciągane, ale niech im będzie. Pewnie umyli ręce od roboty i zostawili ją nam.

Dziwisz się? Może ich poszkodowało, ale to przecież nie ich sprawa.

Nie, wcale, skoro ich poszkodowało. Ty się słyszysz czasem, Paul?

Wreszcie wpadłam z impetem na teren dworca. Wdrapałam się na drugi peron – wyjątkowo nieoświetlony, sprzyjający więc temu, by się na nim zadekować. Wskoczyłam w wilczy okrąg, padłam w samym jego środku, dysząc ciężko. Choć normalnie nie pozwoliłabym sobie na tak jawne okazanie słabości, tym razem nie miałam wyjątkowo nic przeciwko temu, by pozwolić, żeby znacznie większe wilki wzięły mnie w koło i stworzyły żywy mur, dzięki któremu nic nie mogło mi zagrażać. Brakowało w tym wszystkim Ladona, ale taka namiastka i tak wiele dla mnie znaczyła.

Mała, czarna kulka na chudych łapkach się schowała. I nawet nikomu nie pyskowała.

Kurde, bałam się. Wciąż się bałam...

Czyli wychodzi na to, że sami musimy dojść do tego, co to konkretnie było. – Kontynuowali rozmowę. Jacob szczerzył się nieco potwornie, rozglądając wokół odrobinę spanikowanym wzrokiem. Nikomu nie podobały się moje emocje, więc nawet nie dziwiłam mu się jakoś szczególnie. – Komuś przychodzi do głowy jakaś konkretna Istota, która mogłaby to wywołać?

Ja pozostanę przy wersji z magiczną anomalią – warknął Embry. – Mało tu ich? Krater nawet mamy. Wypadałoby bardziej się nim zainteresować. Niby ostatnio nic nie widzieliśmy, ale to chyba coś na tyle poważnego, żeby mogło wywołać magiczną burzę.

To nie może być anomalia – zaprotestowałam. – To jest jakieś stworzenie. Ktoś. Coś... Nie wiem sama, ale czułam w tym jakąś obecność. Ktoś chyba to celowo robi. Albo może to sama jego aura... Nie wiem, okej? Ale to nie anomalia. Tylko że nie słyszałam o niczym, co mogłoby być tak potężne, żeby zmieniać pogodę. Iluzje – okej, ale tak na całego? Chyba nawet wyvern by zwiał w podskokach.

W to akurat bym wątpił – zbagatelizował Collin. – Wyverny mają dość wypaczone postrzeganie świata. Dla wyverna to by pewnie była niezła rozrywka.

A co by na to powiedział ten twój nowy brachol, co? – Paulowi jeszcze było mało. Wyczułam, że na dobre wpędzał się w fazę dosrywania mi.

Znaczy się... robienia na złość, ekhm. Miałam przestać przeklinać.

Ladon podkuliłby ogon i zaczął płakać – prychnęłam. – Za kogo ty go masz?

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby znowu zaczął coś odpierdalać.

Zwróciłam się w jego stronę z prędkością błyskawicy. Oczy dosłownie musiały mi płonąć.

A dlaczego miałby to robić, co? – wycedziłam. Bardzo powoli zaczęłam unosić wargi, by pokazać ostre kły. – No powiedz, czekam.

Bo ja wiem? Dziwny jest. – Po wilczemu wzruszył ramionami. – I coś mi się zdaje, że go nie ma od rana w domciu, co? Mamusia się nie martwi?

Dlaczego niby nie ma go w domu? – Embry nagle spoważniał. I znowu wszyscy patrzyli na mnie.

Nie mam bladego pojęcia – zdenerwowałam się. – Wystarczy tyle, że wiem, że by czegoś w tym stylu nie zrobił. Już nawet pomijając motywy, aż tak potężny nie jest. Iluzje – okej, ale coś takiego? Podczas drugiej burzy był cały czas ze mną. To, że tym razem wyszedł wcześniej z domu, niczego nie oznacza.

Może i nie, ale jest podejrzane.

Ja pierdzielę! – Zerwałam się tak gwałtownie, że aż wszyscy odskoczyli. Chyba nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli krąg wokół mnie niezdrowo zacieśniać. – Obojętnie, co chodzi mu po głowie, czegoś takiego zrobić by nie zdołał. Znam go. Odwalcie się od niego!

A jeśli znowu z kimś współpracuje? Nie możesz tego wiedzieć. Nie, nie znasz go. Pół roku temu zobaczyłaś go pierwszy raz w życiu – burknął Paul.

Obejrzałam się na Quillsa, ale nie powiedziałam nic. Nie musiałam. Czuł, jak mnie to zabolało. Nie potrzebowałam dodawać komentarza. Wzięłam po prostu torebkę w zęby i wycofałam się bez słowa. Krąg rozstąpił się przede mną płynnie, jakbym parzyła.

Leah, zaczekaj – zawołał Jared, ale zignorowałam go. Usiadłam na samej krawędzi peronu. Usiadłam, wpatrzyłam się w ciemność i ani myślałam do nich wracać. Coś w piersi zakłuło nieprzyjemnie.

Paul, masz zakaz odzywania się. Jeśli go złamiesz, gwarantuję ci operację plastyczną – wycedził Collin.

Ale pomyślcie nieco – zdenerwował się dresiarz. – To nie jest podejrzane, że ona to czuła, a my nie? Bo czuliście coś?

Ja źle czułem się od rana. Wiedziałem, że coś się zbliża...

Ale samego finału nie wyczułeś. I co na to powiesz?

Na jaką cholerę miałby ją znowu atakować? Też pomyśl, skoroś taki mądry. To nie może być ten półdemon. Mimo wszystko faktycznie jest nieco za słaby na coś takiego.

A jeśli to wyjątkowo skomplikowana iluzja?

Wszystkie poprzednie mimo wszystko byliśmy w stanie przejrzeć. Te burze są prawdziwe.

I co teraz? Stanęło na tym, że to jakaś Istota, tak? Pewnie któraś z tych magicznych anomalii Embry'ego to przyciągnęła – podsumował Brady. – Patrzcie, nawet byśmy się w takim wypadku nie musieli kłócić, kto z nas ma bardziej rację.

Nie da się ukryć, że tych anomalii mamy całkiem sporo w mieście – mruknął Jacob.

Ta, i wygląda na to, że powinniśmy chyba jeszcze raz każdą z nich sprawdzić – jęknął Sam. – Jak myślicie, ile nam to zajmie? Rok? Pięć lat? I od czego powinniśmy zacząć? Chyba trzeba się spieszyć.

Ja bym zaczął od sztolni – zaproponował Brady.

Wy chcecie teraz wszystko od nowa oglądać? – Paul po prostu oniemiał. – No ja rozumiem już bronienie laski, ale to? Kurde, ludzie, życia nam nie starczy. Przecież tego tu jest od choroby.

Może by najpierw zrobić listę, co należy sprawdzić, i na niej zaznaczyć, co w pierwszej kolejności? – podsunął Sam. – Tak chyba będzie najprościej i najszybciej. Pewnie na razie i tak nie przychodzi wam do głowy nawet połowa tych miejsc. Trzeba przespacerować się na spokojnie po mieście i spisać to na kartce, bo się całkiem pogubimy.

Dobrze myśli – ucieszył się Jared. – Ale lepiej się profilaktycznie najpierw przejść. Jak się przejdziemy, zanotujemy wszystko. Gdybyśmy tylko tak tutaj gadali, to pewnie i tak o połowie byśmy zapomnieli, bo wszyscy myślą wciąż o tych głupich sztolniach.

Sztolnie nie są takie głupie – przerwał mu Embry. Wyglądał przez chwilę jak dziecko broniące swojej ulubionej zabawki, gdy koledzy z podwórka zarzucają mu, że już dawno powinno z niej wyrosnąć. – Mój dziadek twierdzi, że to jedna wielka anomalia. Że nie powinno ich tutaj być.

A mój dziadek uważa, że cała starówka to anomalia – wtrącił Seth. – Jak zrobić listę czegoś takiego?

Mój dziadek z kolei uważa, że nie tylko sztolnie i starówka, ale całe cholerne miasto to anomalia – odezwałam się niespodziewanie. Ciężko mi było po tej panice przestawić się na racjonalne planowanie czegokolwiek, ale skoro przedstawienie już dałam, musiałam zacząć stwarzać na powrót dobre wrażenie, żeby nie było.

Jak na moje, to wszystko przez sztolnie – skwitował Sam. Patrzył po nas tak, jakby potwierdziły się jego najgorsze obawy co do naszego zdrowia psychicznego. Już od dawna bał się, że jest jedynym myślącym w stadzie. – Sztolnie ciągną się pod całym miastem. Nawet pod tymi jego fragmentami, które podczas budowy musiały znajdować się daleko poza nim. Przecież tam, gdzie teraz są bloki, podczas wojny były pola i lasy. I jeszcze dalej się to ciągnie. Według tej mapy, którą znaleźliśmy podczas afery z Ladonem, jedno z wejść znajduje się obecnie czterdzieści minut samochodem od granic administracyjnych. To cholerstwo jest ogromne. Anomalia, jak nic, bo jak inaczej to wytłumaczyć? Nikt by nie wybudował czegoś takiego. Podczas wojny zwyczajnie brakłoby na to czasu. O wiele ważniejsze strategicznie obiekty na Śląsku przecież porzucili rozgrzebane. Myślę, że to stąd mamy wrażenie, że atmosfera anomalii jest wszędzie. Bo anomalia jest wszędzie.

Wielka anomalia może też przywoływać mniejsze – poparł go Seth. – Brzmi logicznie.

I to by tłumaczyło też tą akcję podczas ścigania Ladona – włączył się Jared. – To, jak zawalił się korytarz. Pamiętacie? Kłóciliśmy się, dlaczego tak się stało, i w końcu do niczego nie doszliśmy. A anomalie żyją raczej swoim życiem. Tam nic nie działa logicznie.

A jeśli nie? To tylko domysły – zgasił ich Quills. – Sztolnie niby mogą być anomalią samą w sobie, ale co z całą resztą? Według starego Alfy, to przyzywanie anomalii przez większe anomalie się nie sprawdziło. Jest kilka miejsc, które wydzielają własną aurę, a nie czerpią z czegoś większego. To da się rozpoznać. Interesowałem się tym kiedyś.

Możliwe. Pewien nie jestem, ale wypadałoby wziąć tę opcję pod uwagę... – Rudawy wilk skulił się nieco. Nigdy nie lubił, gdy ktoś podważał jego teorie.

Że tak głupio spytam – włączyłam się nieśmiało – czym jest ta cała aura anomalii? Ciągle o tym trujecie, a pierwsze słyszę.

Mówimy tak w uproszczeniu – wyjaśnił albinos. – To takie stwierdzenie, które podłapałem niedawno od Starszyzny. No bo anomalie niby nie wydzielają jakiejś tam aury w słownikowym sensie, ale mają coś, co sprawia, że je wyczuwamy. Jakoś podświadomie nas przyciągają, zwracają naszą uwagę... Wiesz, o co mi chodzi. Powiedzenie, że mają wyczuwalną dla nas aurę, jakoś tak się przyjęło. Bo brzmi odrobinę mniej niezrozumiale.

Aha – wypowiedziałam się. Nagle poczułam się jakaś taka... niedouczona. Jak kompletna ignorantka. Przecież przegapiłam nawet, kiedy on się ze Starszyzną widział.

Czyli na czym stanęło? – pogonił nas Seth.

Na spacerze w poszukiwaniu anomalii – podsunął Jared. – Nadal utrzymujemy tę opcję?

Chyba nie mamy innego wyjścia. Jeśli się nie przejdziemy, nie będziemy mieć szans, żeby to wszystko spisać.

I tak zajmie nam to z parę lat. Miasto jest nieco za duże, żeby tak sobie po nim spacerować i oglądać wszystkie dziury – zdenerwował się Paul. – Zanim znajdziemy cokolwiek godnego uwagi, może wydarzyć się wszystko.

Patrzcie, nagle się sprawą zainteresował, kto by pomyślał...

Podzielimy się na grupy – uspokoił nas Quills. – Inaczej faktycznie będziemy tak sobie spacerować i zaglądać pod wszystkie kamienie do usranej śmierci. Ale warto to jakoś ogarnąć już teraz. Jakie kojarzycie największe anomalie? Takie, których nie trzeba już dodatkowo sprawdzać, by wiedzieć, czym są?

Zainteresowana tematem, zaczęłam ponownie zbliżać się do towarzystwa. W końcu ileż można być obrażoną...

Zauważyłam, że pogoda zaczynała się zmieniać. Już nie było tak strasznie duszno, wiał delikatny, dość chłodny wiatr. Ciężkie chmury opadały bliżej ziemi w postaci coraz gęstszej z każdą sekundą mgły. Opar unosił się jak na razie gdzieś na poziomie dość wysokich peronowych latarń, lecz obniżał się zauważalnie. Jeszcze chwila, a nie będziemy w nim kompletnie niczego widzieć. Obleciał mnie strach – magia magią, ale wątpiłam, bym trafiła do domu na tak zwanego „macanego”. Moje dawne osiedle, które znałam jak własną kieszeń, to coś zupełnie innego – o wiele więcej charakterystycznych punktów w okolicy miałam, ale tu? Niby mieszkałam w domku na odludziu pół roku, ale wciąż otaczające go tereny miały dla mnie wiele tajemnic. I niczym pełnoprawny wilkołak-sierota, w lesie bez żadnych punktów odniesienia gubiłam się dokumentnie. No ale co się dziwić – w ludzkim mózgu GPS-u nie ma. A mózg w ciele wilkołaka ma się ludzki właśnie. Głupio by było tak zabłądzić...

W sumie ja znam taką jedną anomalię – powiedziałam, nie chcąc dopuścić reszty do dość poniżających myśli. Śmiać się ze mnie będą przecież przez przynajmniej rok, jak się zorientują... – Nie wiem, czy do czegokolwiek się nadaje, ale skoro spisujemy wszystko... Na moim dawnym osiedlu jest takie ładne miejsce z ławeczkami do siedzenia. Z gołego betonu wyrasta tam niewielki świerk, a na krzakach przez cały rok są kwiatki w kształcie przezroczystych smoczych łbów. A przynajmniej mi się tak kojarzą. Nigdy nie próbowałam ich zrywać. Podzwaniają delikatnie na wietrze. Może i nie wygląda to jakoś szkodliwie, no ale jest bez wątpienia anomalią...

No nie, teraz jeszcze o kwiatkach będzie truć – przerwał mi Paul, wywracając oczami ze zniecierpliwieniem. – Laska, co ty tu jeszcze robisz? Kto jej pozwolił do naszego stada w ogóle należeć? Przecież wiadomo, że baby mają jakiś inny sposób myślenia, czy co.

Jeszcze sobie ząbków na tym tłuczniu nie wychlastałeś? To może ci pomóc, co? – wycedziłam, warcząc potwornie. – Weźcie go ode mnie, bo przysięgam, że jeszcze raz się odezwie, to pomogę mu zobaczyć aniołki...

Paul, zamknij ryj, bo przysięgam, że osobiście ci go przefasonuję! – ryknął Quills Głosem Alfy, zanim na dobre skończyłam.

Szary wilk skulił się, spuścił wzrok i cofnął na kilka kroków. Jego myśli niemal całkiem ucichły, nie formując się w konkretne słowa. No nieźle. Albinos prawie zabronił mu używania mózgu...

Nie, zaraz, ten model tego akurat na wyposażeniu nie posiada.

Leah, ty też mogłabyś się czasem przymknąć.

Ups. Już przestaję.

Można sprawdzić te całe kwiatki – skwitował, gdy już upewnił się, że więcej uciszonemu dresikowi dosrywać nie będę. – Musimy obejrzeć wszystko. Coś jeszcze przychodzi wam do głów?

Sztolnie – pomyślało kilku jednocześnie.

Szefie, to nie takie proste – jęknął Seth. – Teraz to wszyscy tylko o sztolniach będą myśleć, to chyba jasne. Trzeba się przejść, bo to nie ma sensu. I tak niczego nie wymyślimy.

Tylko może przejść się w wilczych skórach? – zaproponował Jared. – Na ludzkich nogach to nam lata zajmie, a tak będzie wygodniej. Dawno też nie robiliśmy przecież porządnego całonocnego patrolu pełnym składem. Przy okazji będziemy mieć ciągły kontakt, nawet jak się rozdzielimy.

Ta? To skoro wszyscy będą wilkami, to kto będzie spisywał podejrzane miejsca?

Nie wiem. Kogoś się wytypuje, żeby przemieniał się w człowieka i zapisywał. Wskazałbym Paula, ale w sumie nie jestem pewien, czy nie jest wtórnym analfabetą.

Zakneblowany Paul zawarczał coś potwornie, a Quills dziabnął Jareda w ucho, aż tamten zaskamlał.

Zarąbiście, to mamy bardzo ładny planik. Tylko moglibyśmy nie realizować go dzisiaj? – spytałam cichutko, ignorując chwilowe zamieszanie.

Chwilowe zamieszanie skierowało się w całości w moją stronę. Dziewięć par wilczych oczu błysnęło w coraz mocniej przytłumionym przez mgłę świetle stojącej na sąsiednim peronie latarni.

Jak nie dzisiaj? Wydawało mi się, że zależy nam na czasie?

Myślowy chaos rozpętał się ponownie na dobre.

To coś może znowu zaatakować w każdej chwili. Nie możemy zwlekać tylko dlatego, że tobie akurat dzisiaj się nie chce.

Musimy się spieszyć, do cholery!

Każda chwila jest ważna. Ja proponuję zacząć teraz.

Co się będziemy laską przejmować? – Paul jakimś cudem przełknął knebel, gdy Quills na moment stracił czujność. – Wyślij ją do domciu lulu, i nara. My pójdziemy. I tak panikara z niej, tylko by nam przeszkadzała. Sprawa jest ważniejsza niż jakieś tam babskie fochy.

Leah nieco się wnerwiła.

Albo może inaczej.

Leah wkurwiła się, ignorując to, że tym razem naprawdę niewiele brakło, a miałaby krew na rękach.

Rzuciłam się na Paula z wściekłym warkotem, złapałam go zębiskami za luźną skórę na podgardlu, zanim zdążył się zorientować, co jest grane, i... zepchnęłam go z peronu. Prosto pod nadjeżdżający akurat pociąg towarowy. Syrena lokomotywy rozdarła ciszę jak dobrze naostrzony nóż, Paul w ostatniej chwili wdrapał się z powrotem na peron, a mi tak oberwało się od Quillsa, że aż natychmiast spokorniałam. Wysłuchałam potulnie kazania składającego się z samych inwektyw o zabarwieniu mocno obraźliwym, grzecznie przeprosiłam, udając wielce sprawą przejętą, i odeszłam od tłumu na kilka metrów.

Kurde, o co to wielkie halo? I tak by odskoczył, ten pociąg ze dwadzieścia na godzinę jechał.

No dobra, dojrzałe jakoś szczególnie to nie było, przyznaję bez bicia.

Ta baba, jak ją określiłeś, jest nam potrzebna. – Alfa spojrzał na dresiarza. Wnerwiający typek był tak blady, że widziałam to niemal przez warstwę burej sierści. – Jesteśmy potrzebni wszyscy, ale nawet ja widzę, że dzisiaj nic z tego nie będzie. Robimy normalny patrol. Grupa, która miała jutrzejszy, zgłasza się rano. Po południu pomyślimy nad zwiedzaniem miasta całym stadem. Te burze dzielił jakiś odstęp czasu, więc myślę, że teraz dadzą nam odpocząć kilka dni. Nic się nie stanie, jeśli dzisiaj sobie odpuścimy. I tak w tej mgle wiele byśmy nie znaleźli. Można się rozejść. Leah i Paul idą w dwie różne strony. Będę was pilnował.

Jak na komendę posłaliśmy mu urażone spojrzenia i rozpłynęliśmy się w gęstniejącej mgle.

Choć podświetlana na pomarańczowo blaskiem sodowych latarń, i tak miałam wrażenie, że dała mi całkiem niezłe schronienie. Gdy otuliła mnie ze wszystkich stron, mogłam wmówić sobie, że nic się tak naprawdę na mnie nie czai. Że skoro ja niczego nie widzę, nic nie mogło dostrzec mnie.

Brodziłam w gęstym jak mleko oparze, próbując odegnać precz wspomnienia dziwnego snu, który wciąż siedział mi natrętnie w głowie. A melodia na gitarze snuła się za mną tak wyraźna, że mało brakowało, a zaczęłabym mruczeć w jej takt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz