poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Rozdział 18

Dłuższą chwilę milczałam, intensywnie zastanawiając się nad tym, co usłyszałam. Z niewiadomych przyczyn poczułam jakiś dziwny, niemożliwy do nazwania lęk, zanim jeszcze słowa Ladona zdążyły przebrzmieć. Lęk, który chyba najbardziej ze wszystkiego przypominał ten, jaki potrafi opanować człowieka bojącego się, że ktoś odkryje jego najgłębiej skrywaną tajemnicę...

Do diabła, wynikałoby z tego jedynie to, że mam tajemnice sama przed sobą.

Spróbowałam uporządkować myśli, na ile było to w ogóle możliwe, i skupić się na poleceniu brata. Dokładnie jeszcze raz przeanalizowałam ostatnie wydarzenia – słowa wyżywającego się na mnie podpitego lalusia, jego ociekające pogardą spojrzenie, lepkie łapy, które pchał zdecydowanie nie tam, gdzie powinien. Skupiłam się na rozpierającej mnie wściekłości i jeszcze raz zastanowiłam się, czy było w niej coś na tyle wyjątkowego, by mogło aż tak zaniepokoić półdemona.

Dobra, zdarzały mi się napady złości. I to chyba od zawsze. Od najmłodszych lat byłam kimś w rodzaju skrytej furiatki – dopóki wszystko szło po mojej myśli, wydawałam się dzieckiem-cudem: grzeczna, spokojna, odrobinę wycofana do swojego własnego świata, cicha i nad krzyczenie i bieganie w kółko przedkładająca bawienie się sama ze sobą, najlepiej za zamkniętymi drzwiami pokoju, by nikt mi nie przeszkadzał. Ale jeśli tylko komuś zachciało się podyktować mi coś, co niekoniecznie przypadało mi do gustu... zamieniałam się w potwora. Nigdy nie zdarzało się to często, ale potrafiłam rozpętać awanturę o nic lub zdenerwować się, bo zdawało mi się, że ktoś coś do mnie ma, obojętnie co o tym sądził ten ktoś. Wydawało mi się, że nie było to jakąś przesadą, ja po prostu lubiłam żyć po swojemu. Lubiłam mieć poczucie, że moje życie zależy ode mnie, i myślę, że nie ma w tym nic złego, skoro z perspektywy czasu widać, że decyzje podejmowałam jednak słuszne i miałam się całkiem nieźle.

Tak, byłam złośnicą. Ale takie napady wściekłości, podczas których byłabym o krok od przemienienia się w wilka i rzucenia się komuś do gardła nie bacząc na konsekwencje, chyba mi się wcześniej nie zdarzały. Podkreślam: chyba.

Zastanowiłam się jeszcze raz.

No tak, był jakieś pół roku temu ten facet, który chciał ode mnie czegoś podczas nocnego spaceru. Owszem, skoczyłam mu wtedy do gardła, pokiereszowałam go nawet odrobinkę, ale nie uważam tego za coś dziwnego, skoro mało przez niego nie dostałam zawału. Do tej pory myślałam, że to po prostu w chwili zagrożenia odezwał się mój wilkołaczy instynkt, bo przecież mam coś takiego. Były jeszcze awantury ze sforą Aresa, były moje fochy, gdy ktoś traktował mnie jak najsłabsze ogniwo watahy, były prowokacje Paula, były kłótnie z Wiktorią – w tym ta na balu gimnazjalnym, gdy przerzuciłam ją przez stół. Tak, jeśli głębiej się zastanowić, to właśnie była chyba pierwsza taka akcja, gdy przestałam nad sobą panować całkowicie, ale na swoje usprawiedliwienie miałam argument w postaci wiszącego nade mną księżyca w pełni.

Czy zdarzały mi się takie ataki wściekłości, jak dzisiaj? Nie. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek pragnęła tak bardzo kogoś zabić. Bym naprawdę pragnęła kogoś zabić. Zawsze się wściekałam, a groźbami śmierci rzucałam niemal jak z rękawa we wszystkie strony, ale przecież żadnej z nich nie wcieliłabym w życie. Tylko w tym jednym przypadku gotowa byłam zrobić wyjątek... i to nie tylko w tej ostatniej sytuacji tuż przed moją ucieczką, jak nagle sobie uświadomiłam. Już wcześniej o tym myślałam. Ta chęć przemknęła mi przez głowę niejednokrotnie, czego uświadomienie sobie sprawiło, że mimowolnie zjeżyłam sierść na grzbiecie i ogonie.

Co jest grane? – Głos przemieniającego się w wilka Quillsa wciął się w moje myśli jak dobrze naostrzony nóż. Mało nie wyszłam z siebie, tak się go tam nie spodziewałam.

Mam dzisiaj patrol, więc chyba nic dziwnego, że tu jestem? – prychnął, odczytawszy bezbłędnie moje myśli. – Pytałem poważnie. O co chodzi? Masz w głowie burdel na kółkach.

Bo wydaje mi się, że... coś jest ze mną nie tak – wyznałam wreszcie, niepewna, czy to dobry pomysł, by tak się przed nim otwierać, skoro sama jeszcze niczego nie wiedziałam. Być może jedynie spowoduję atak paniki o nic.

I to mocno – mruknął Ladon, ucinając moje myślowe rozterki. Czy raczej nadzieje. – Naprawdę musimy porozmawiać. Ni cholery mi się to nie podoba.

Mi też – warknął Quills. – Można wiedzieć, co ty tutaj robisz?

Na chwilę zapadła cisza, podczas której Ladon próbował nieco przetrawić tę jawną wrogość, którą został potraktowany właściwie bez konkretnego powodu. Jego zaskoczenie zaległo w eterze ciężko jak kamień. Aż przez chwilę wyobraziłam je sobie jako namacalną ścianę, w którą mogłabym zapukać, by ponownie uruchomić mu procesy myślowe.

Dobra, koleś – jęknął wreszcie półdemon. – Można wiedzieć, co takiego ci znowu zrobiłem? Nie przypominam sobie niczego konkretnego.

Kurwa, nic mi nie zrobiłeś – warknął Quills. Wyczułam, że zaczął chodzić w kółko, chcąc dać upust rozpierającej go złości. Dopiero po tych słowach zorientowałam się, że jest z nią coś nie halo... a mianowicie to, że tak naprawdę była skierowana w stronę jego samego. – Nie tylko Leah ma tu kryzys egzystencjalny, jeśli już musisz wiedzieć.

Mam wrażenie, że wszyscy powinniśmy porozmawiać – wtrąciłam, zanim mój brat zdążył odparować czymś błyskotliwym jak stos krowiego łajna. – Wszyscy troje.

Nie wydaje mi się, że rozmowa o władzy w sforze mogłaby wymagać obecności kogoś, kto do sfory nie należy – wycedził albinos, wzmacniając swoje słowa potężnym warkotem.

Jaka znowu rozmowa o władzy w sforze? – zirytował się Ladon. – Chciałem porozmawiać o tym, co dzieje się z Leą. Bo obawiam się, że z tego, co wiem o naszej rasie, coś jest na rzeczy. I wypadałoby odpowiednio wcześnie zareagować, dopóki nie doszło jeszcze do tragedii. Bo dzisiaj prawie doszło.

Quills skamieniał.

O jakiej tragedii mowa? – wydukał słabym głosem, gdy upewnił się, że nie robimy go w konia.

Była niezła akcja, szefie. – Do rozmowy nagle włączył się Seth. – Na tej imprezie, na której razem byliśmy. Myślę, że jest o czym pogadać. Chociaż sam nie do końca rozumiem, co tam się odwaliło.

To bardzo ciekawe, naprawdę – powiedziałam, choć mój ton mówił coś zupełnie odwrotnego – ale uważam, że wypadałoby załatwić obie sprawy. Tę z Alfami też. Bo jakbyście nie zauważyli, sfora nam się sypie.

Aby omówić kwestię władzy, trzeba całego stada – przypomniał Alfa.

Nikt nie każe nam podejmować decyzji, tylko porozmawiać – ofuknęłam go, coraz bardziej zniecierpliwiona. – Do rozmowy wystarczy nasza... czwórka. – Zawahałam się w ostatnim momencie, sceptycznie oglądając na wyłaniającego z krzaków za moimi plecami piaskowego wilka. Dziwne, że choć Seth przerósł mnie już dawno temu, co przecież nie było takie trudne, a i byliśmy w tym samym wieku, wciąż traktowałam go trochę jak niedoświadczone dziecko, co do którego miałam wątpliwości, by było na tyle dojrzałe, by poznawać tajemnice dorosłych.

A co ma do tego Seth? – Jak widać, Quills niejako podzielał moją opinię i był na tyle zdenerwowany, że nawet nie silił się na uprzejmość.

To, że widziałem wszystko i musiałem ją uspokajać. A z tego, co tu wyczuwam, chyba jednak to nie był taki niewinny babski pierdolec, jak mi się przez chwilę zdawało? – Spojrzał mi prosto w oczy z politowaniem, jakby w ten sposób miał nadzieję przesłać tę minę do tych, którzy znajdowali się dalej. – Chyba że o Alfy wam chodzi. No to powiedzmy, że będę rozjemcą.

Wyczułam, że Quills bił się ze sobą. Z jednej strony był ciekaw, co takiego się działo, nie mógł jednak skutecznie stłumić w sobie obaw, jakie wywoływała w nim perspektywa rozmowy o ewentualnej władzy w sforze. Nie dziwiłam się żadnej z jego emocji – doskonale potrafiłam wyobrazić sobie, jak zagubiony i upokorzony musiał się czuć. Ciągle miał wrażenie, że w tym wszystkim tak naprawdę jest jego wina – że problemy, które nas dotykają, są efektem tego, że kiepsko radzi sobie na stanowisku przywódcy, choć przecież to nawet nie brzmiało logicznie. Nie chciał obnażać tych wszystkich obaw przed Ladonem, kimś z zewnątrz, kto obojętnie, jak wspaniałe miał korzenie, nie był jednym z nas.

Rany, ja zaczynałam się gubić we własnych przemyśleniach, więc co dopiero gdy musiałam roztrząsać czyjeś myśli.

Proponuję spotkać się na górce – powiedziałam, zanim zdążyłam na dobre wpędzić się w chaotyczne rozważania.

Będę – przystał na to Ladon. – Z jednej strony warto, by Alfa wiedział, co dzieje się z członkiem jego stada. To on będzie zmagał się z ewentualnymi problemami jako pierwszy.

Zabrzmiało to bardzo optymistycznie – warknął Quills. – Moglibyście przestać budować napięcie, tylko wziąć się w garść i powiedzieć mi wszystko od początku? Macie taki burdel w głowach, że za cholerę nic z tego nie rozumiem.

Po cichu przystaliśmy na tę propozycję i zgodnie skierowaliśmy się w stronę nie tak odległych torów kolejowych. Seth trzymał się mojego lewego boku, czujny i spięty, najwidoczniej wciąż obawiając się, że mogę być na tyle chwiejna, by ponownie wpaść w szał.

Czy mogłam? Wątpiłam, ale...

Do cholery, Ladon powiedział to tak, jakby faktycznie coś było na rzeczy. Jakby wiedział lepiej ode mnie, że coś we mnie siedzi, że toczy mnie jakaś poważna, nieuleczalna choroba, z której istnienia nie zdawałam sobie sprawy, a której skutki miały nas nieuchronnie dotknąć w najbliższej przyszłości. Za nic nie zdołałam wygładzić zjeżonej sierści – wciąż czułam dreszcze strachu, sprawiające, że ledwo poruszałam zdrętwiałymi mięśniami.

Szlag. Ja naprawdę myślałam, że po tym, jak to dowiedziałam się o swojej nieco odmiennej przynależności gatunkowej, już nie natrafię na żadną tajemnicę związaną ze swoim pochodzeniem. Tak, nadal nie znałam swojego prawdziwego ojca, nadal wszelkie informacje o nim czerpałam jedynie z lakonicznych wzmianek Ladona, ale... tak właściwie ja nawet nie chciałam go poznać. Tak jak kiedyś, zanim jeszcze dowiedziałam się, że nie był człowiekiem, istniejący sobie gdzieś tam tatusiek wydawał mi się sprawą na tyle odległą, że nie poświęcałam jej żadnej uwagi. Od zawsze miałam przy sobie przybranego tatę, którego uwielbiałam ze wzajemnością, który nigdy nie dał mi odczuć, że tak naprawdę nie jestem jego biologiczną córką. Do taty byłam absurdalnie podobna nawet z wyglądu i trzymałam się z nim bardzo blisko. To jego córcią byłam, jego oczkiem w głowie, a nie tego trudnego do wyobrażenia mężczyzny, którego jedyną zasługą było powołanie mnie do życia. Mój prawdziwy ojciec nigdy nie zainteresował się mną na tyle, by zechcieć mnie poznać, więc dlaczego ja miałabym nie odwdzięczyć mu się tym samym? Nie czułam potrzeby odnalezienia go po latach i rzucenia się w jego ramiona. Miałam go gdzieś... To, że okazał się być demonem, niczego w tej kwestii nie zmieniało.

Tylko że przez to sprawę półdemonów również traktowałam lekko po macoszemu. A chyba jednak nie powinnam, z tego, co właśnie widziałam. Oj, nie powinnam... Skoro Ladon brzmiał na przerażonego, coś musiało się kroić.

Na dobrą sprawę nie zauważyłam, w którym momencie biały wilk bezszelestnie wynurzył się spomiędzy rosnących wzdłuż torów kolejowych drzew. Wyczułam go dopiero wtedy, gdy ignorując ostrzegawczy warkot Setha, niemal przytulił się do mojego drugiego boku, sprawiając, że poczułam się tak, jakby mnie asekurowali. Pilnowali, bym się im nie wyrwała...

Uspokój się, siostrzyczko – szepnął, zezując w moją stronę jasnobłękitnymi ślepiami. Zawsze się dziwiłam, że choć był też Pełnokrwistym wilkołakiem, nie miał właściwego temu brązowego koloru tęczówek.

Chociaż... Quills też nie miał. Ale u Quillsa było to spowodowane chorobą genetyczną, a u Ladona... nie wiem.

Ja też nie wiem – przyznał. – Taki już się urodziłem. Widocznie u mnie półdemoniczna krew okazała się silniejsza.

Na ile? – wtrącił Quills. – Jesteś wilkołakiem? Czy tylko półdemonem? Nie do końca wiem, jak to w twoim przypadku wygląda.

Właśnie znaleźliśmy się u podnóża górki. Zatrzymałam się na moment, zanim zmusiłam do tego, by wspiąć na wznoszącą przede mną stromo ziemię, ale przemogłam się, gdy Seth przyjacielsko ugryzł mnie w skórę na karku. Rzucił się naprzód, zadzierając wesoło ogon. Próbował zachęcić mnie, bym bawiła się z nim w berka, co uznałam za całkiem uroczy sposób zluzowania napięcia, więc choć średnio miałam na to ochotę, nie dałam się długo namawiać. Popędziłam za nim, nie zważając na hałas pękających pod łapami gałęzi. Ladon i podchodzący od drugiej strony wzniesienia Quills nie przyłączyli się do naszej zabawy, pochłonięci rozmową.

Półdemon dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się nad zadanym pytaniem, zanim powiedział wreszcie:

To zależy, co konkretnego masz na myśli. Ja sam nie do końca wiem, jak mógłbym to opisać. Nie wiem, jak to działa, bo jeszcze nigdy nie natrafiłem na wzmiankę o tym, by kiedykolwiek krew wilkołaków i demonów się połączyła. Pojęcia nie mam, jak to się miesza i która z nich może być dominująca.

U mnie dominuje wilkołacza – przypomniałam usłużnie, zatrzymując się na szczycie górki.

Skąd ta pewność?

A choćby stąd, że nie umiem używać magii – przypomniałam. – I przemieniam się podczas pełni. I... – zawahałam się na moment – czuję się po prostu jak wilkołak. Nigdy nie czułam różnicy pomiędzy sobą a resztą sfory.

Ktoś ze starszych wyczuł od ciebie zapach półdemona. – Quills wynurzył się spomiędzy smukłych pni sosen jak duch. Czerwone ślepia błysnęły w ciemności.

Tak, ale to nie oznacza, że jest go we mnie więcej niż wilkołaka. Chyba.

Nie można nawet powiedzieć, że jesteśmy czymś w połowie – podjął Ladon. – Żeby być półdemonem, trzeba mieć demona za jednego z rodziców. A żeby urodzić się Pełnokrwistym wilkołakiem, wystarczy Pełnokrwisty wilkołak za jednego z dziadków. Myślę, że jesteśmy w równym stopniu wilkołakami, jak i półdemonami. W stu procentach. A ty, jako czarny półdemon, i tak nie potrafiłabyś korzystać z magii w pełnym rozumieniu tego słowa, więc to żaden wyznacznik.

Nadal mi się ta wersja nie zgadza. – Potrząsnęłam łbem na znak protestu i skierowałam się do czarnego jeziorka, nie mogąc znieść dłuższego stania w miejscu. Dopiero gdy położyłam się na wąskim pasie piasku przy krawędzi idealnie okrągłego zbiornika wodnego, w którego tafli odbijały się gwiazdy, poczułam się nieco spokojniejsza. To miejsce zawsze dobrze na mnie działało.

Dlaczego ci się nie zgadza? – Brat wreszcie wdrapał się na szczyt i zaczął za mną rozglądać, lecz schowana za kępą krzaków byłam dla niego zupełnie niewidoczna. – Umiem kształtować magię, choć wilkołaki tego nie potrafią. Każdej pełni przemieniam się przymusowo w wilka, choć półdemony są wolne od tej niedogodności. To nie tak, że mogę sobie z tego zrezygnować.

Zabrzmiało to strasznie sztywno – mruknął Seth. – Ale chyba sam widzisz, że różnicie się z Leą od siebie.

Tak. Bo białe wilki i czarne zawsze się od siebie różnią. Nie tylko kolorem sierści. – Uśmiechnął się po wilczemu. – Inaczej gdzie by była cała zabawa?

I dlaczego to czarne wilki się zabija? – Wywróciłam oczami. – Dajcie spokój, przejdźmy wreszcie do rzeczy, mam już dosyć tej gadaniny.

Zacznę może od zupełnego początku. Jak dużo wiecie o półdemonach? – Ladon spojrzał kolejno wilkom w ślepia i podjął jeszcze jedną próbę odszukania mnie wśród zarośli, lecz ponownie spełzło to na niczym. Instynktownie wyczuwał, w którą stronę powinien odwrócić wzrok, ale bijąca z jego myśli frustracja jasno wskazywała, że dopóki się nie poruszę, nie uda mu się mnie dokładnie namierzyć. Denerwował się, chciał cały czas mieć mnie pod kontrolą...

Nie złościłam się o to. Rozumiałam doskonale jego emocje, rozumiałam przecież tę cholerną więź i sama czułam ją całą sobą, więc nie miałam o co się obrażać. Nie miałam poczucia, że jest w tej jego chęci trzymania mnie na oku coś niewłaściwego – miałam to za rzecz tak naturalną, jak oddychanie – ale i tak nie drgnęłam nawet na centymetr. Czułam się tak, jakbym nie była do tego po prostu zdolna, mięśnie zdrętwiały mi lekko od nierealnego, wyimaginowanego zimna. W wilczym ciele byłam o wiele mniej wrażliwa na wahania temperatur niż jako człowiek, ale psychiczny ziąb mocno dawał mi w kość, a głupie poczucie, że jeśli nie będę się ruszać, nie zaatakuje mnie silniej, nie zamierzało odpuścić.

Idiotyzm. Bo niby co? Zimno by mnie wtedy zauważyło i skapnęło się, gdzie powinno walnąć pełnią mocy? Ta, jasne. Namierzyłoby mnie z takim „o, tu jest!” i przypierdzieliło z półobrotu.

Nie wiemy wiele. – Quills odpowiedział na zadane pytanie w zasadzie w imieniu nas wszystkich, co jeszcze dobitniej przypomniało mi, jaką ignorantką jestem. Chyba od zawsze miałam tak, że gdy pojawiał się jakiś większy problem, wolałam odwrócić się od niego plecami, jakby to miało sprawić, że w ten sposób samoistnie zniknie. Musiałam jakoś pozbyć się tego nawyku.

Wiemy praktycznie nic – sprostowałam. – Nawet ja. Boże, jestem beznadziejna...

Jak to? Nic ci nie mówił?! – Sethowi prawie opadła szczęka, w takim był szoku. – Nic jej nie opowiadałeś o tym, czym jest?! Kurde, koleś! – Obejrzał się z niedowierzaniem na Ladona, kładąc uszy na łbie. Sierść na grzbiecie zjeżyła mu się potwornie.

Zawsze byłem chętny, żeby odpowiadać na twoje pytania, ale to ty nigdy nie chciałaś o tym rozmawiać – wytknął mi boleśnie brat, ignorując wilkołaka.

O tym właśnie mówię – wycedziłam. – Czyli jak będzie? Opowiesz nam bajkę?

Chcemy wiedzieć wszystko. Mieszkamy w tym samym mieście, do cholery, musimy wiedzieć, co jest grane – warknął Quills.

Jasne, tylko muszę wymyślić, od czego by zacząć. – Duży biały wilk potrząsnął łbem, mając nadzieję, że w ten sposób uporządkuje myśli. Wciąż martwił się o mnie, przez co nie mógł należycie skupić na czymkolwiek oprócz tego.

Czekaliśmy w napięciu, aż wreszcie zacznie mówić. Nie ubieraliśmy myśli w słowa, by łatwiej mu było się skupić.

Sam nie wiem wszystkiego – ostrzegł wreszcie, odetchnąwszy głęboko. – W gruncie rzeczy półdemony wcale nie są tak dobrze znaną rasą, jak może się wydawać. Nie jest nas specjalnie dużo, bo demony i ludzie niezbyt chętnie trzymają się w swoim pobliżu. W pewien sposób nadal uważa się związki między nimi za zakazane, w niektórych rejonach Drugiego Świata takie pary są wręcz piętnowane. Półdemonów te prześladowania na szczęście nigdy na dobre nie dotknęły. W tym jednym przypadku zachowano zdrowy rozsądek i widocznie uznano, że nie ma co karać dzieci za błędy rodziców, więc w żaden sposób nie ograniczano nam życia... Oczywiście mowa tu o białych półdemonach. – Znowu mimowolnie uciekł wzrokiem w moją stronę. Drgnęłam, wstrząśnięta lodowatym dreszczem.

Czarne półdemony zabija się od czasów Fenrira, prawda? – spytałam cicho.

Tak, ale po kolei – osadził mnie w miejscu. – Pojęcia nie mam, dlaczego w ludzko-demonicznych związkach zawsze rodzi się dwójka dzieci, choć bardzo rzadko są bliźniętami. Być może działa tu jakiś rodzaj magii budzącej instynkt, którego nikt dla świętego spokoju nie stara się lepiej poznać? Może to jakaś klątwa? Nie wiem, naprawdę, w każdym razie tak właśnie się dzieje. Białe i czarne wilki nie są różne tylko ze względu na kolor sierści. Każde z nich włada zupełnie innym rodzajem magii. Chyba już kiedyś o tym opowiadałem?

Biały wilk jest od magii tworzącej, a czarny od niszczącej. – Quills skinął powoli wielkim łbem. W jego czerwonych ślepiach lśniła powaga. – Słyszałem też, że to dość duże uogólnienie. Nie wiem nawet, czy ty kiedyś nam tego nie opowiadałeś, ale tyle się w tym roku działo, że czasem już ciężko mi się połapać, co słyszałem od kogo.

Tak, to uogólnienie – przyznał Ladon. – Ogólnie rzecz biorąc: białym wilkom kształtować magię jest o wiele prościej. Wręcz nią żyją, jak urodzeni czarodzieje. Zdarzają się różne potencjały, to normalne, że jedni są silniejsi, a inni słabsi, ale ogólnie mało jest kwestii podstawowej magii, których biały półdemon nie potrafiłby opanować w miarę ćwiczeń. Chętnie korzystamy z mocy, bo to dla nas tak naturalne, jak jedzenie, mowa... Za to wilki czarne... – Skrzywił się ledwo zauważalnie. Zdołał opanować się błyskawicznie, ale nie zdołało mi to umknąć, przez co spięłam się jeszcze bardziej. – Z wilkami czarnymi jest zupełnie inaczej, chociaż nie wiem, jak powinienem ubrać to w słowa. Bo czarne półdemony nie są w magii tak dobre, jak białe. Gdy trenują, mogą osiągnąć równie wiele, ale wygląda to trochę tak, jakby nie do końca były z tym swoim potencjałem pogodzone. Być może jest nawet tak, że same magii w sobie nie mają, a czerpią ją jedynie od swojego rodzeństwa, od białego wilka? Nie wiem. Nikt tego nie badał, bo czarnych wilków do teraz przecież nie było. Nie było nawet czego badać. Ta ich magia też jest jakaś... inna. Nie działa na tych zasadach, co ta, nazwijmy to: oficjalna. Zachowały się tylko legendy, w które lepiej nie wierzyć do końca, ale wszystkie są zgodne co do jednego: z tą energią jest coś nie tak. Niestety żadna nie tłumaczy co konkretnie.

Czyli zaraz, bo nie jestem pewna, czy rozumiem – przerwałam mu lekko zniecierpliwionym tonem. – To normalne, że ja w sobie tej magii nie mam? Nie jest jednak ze mną coś nie halo? Czy jest? To cholernie skomplikowane.

Pojęcia nie mam, jak jest z tobą. – Spojrzał na mnie bezradnie. Wreszcie zdołał namierzyć mnie między gałęziami niskiego krzewu. – Czarnych półdemonów nie było od jakichś czterech tysięcy lat! Daj mi dokończyć, potem się zastanowimy.

Czekał, dopóki nie skinęłam bezgłośnie łbem na zgodę.

Jak mówiłem – nie wiem, jak jest z wyższą magią w przypadku czarnych półdemonów, ale pewien jestem jednego, bo to zachowało się w podaniach aż zbyt dobrze: ta dziwna magia czarnych wilków jest o wiele subtelniejsza, wręcz niewyczuwalna, jeśli nie wie się, czego szukać. Może i jest niemożliwa do zdefiniowania, ale... Podobno czarne demony są jak magnes na to, co niewyjaśnione. Instynktownie wyczuwają magiczne anomalie, a nawet miejsca potencjalnie możliwe do pojawienia się anomalii. Wszelkie takie nieprawidłowości je przyciągają. One wręcz czerpią z nich siłę! – Na chwilę umilkł. – Tak, to by chyba potwierdzało teorię, że wy tak naprawdę nie macie w sobie magii, lecz czerpiecie ją z zewnątrz – uznał w końcu. – Słyszałem, że czarny półdemon wrzucony do serca magicznej anomalii jest zdolny do niemal wszystkiego. Podkreślam: nie orientuję się, ile w tym prawdy. Ale po tym, co słyszę, chyba można wywnioskować, że coś jednak jest na rzeczy. I może dlatego ta magia funkcjonuje inaczej.

Bezbłędnie wyczuł, że myślałam właśnie o tych nielicznych chwilach, gdy czułam się tak... nienaturalnie potężna. Na przykład w sztolniach, gdy zanurzałam się w lepkim mroku z poczuciem własnej niezniszczalności, gotowa na każde możliwe starcie. To było uczucie przypominające ulgę, jakby ktoś zdejmował mi z głowy tłumiący zmysły worek, który nosiłam przez całe życie. Ale ani razu nie pomyślałam o tym w ten sposób. Aż do tej pory, gdy Ladon tak jasno przedstawił sprawę, przez myśl nie przeszło mi, że to może być jakoś związane z tym, jaka krew we mnie płynęła. Pewna byłam, że to jedynie wyrzut adrenaliny, a nie...

Ponadto... – Biały basior znowu się skrzywił, tym razem na dłużej. Tego niepokoju nie było już co ukrywać, bo wyczuwaliśmy go od niego aż zbyt wyraźnie od samego początku. – Czarne półdemony mają o wiele silniejszy wilczy instynkt. To właśnie zgubiło Fenrira – jego wewnętrzny wilk, to coś, czego wy jako wilkołaki boicie się najbardziej: utrata ludzkiej świadomości na rzecz zwierzęcej. Tylko że siedzący w półdemonie wilk jest nieco inny od tego wilkołaczego. Jest pewniejszy siebie, o wiele łatwiej wpada w złość i... no cóż, gdy już raz mu się podporządkuje, z pewnością nie da się łatwo przegnać.

Kompletnie mi się wszystko poplątało, więc przez kilka rozciągających się w nieskończoność sekund obserwowałam ich tylko przez przerwę między suchymi, łysymi gałęziami.

Czyli te moje napady złości to budzący się czarny wilk? – spytałam wreszcie. – Kurde, jak w tych najsłabszych blogaskach. Zaraz będę jeszcze z nim rozmawiać telepatycznie. – Zaśmiałam się na siłę, mając nadzieję ukryć w ten sposób panikę.

Leah, to wcale nie brzmi na zabawne! – ofuknął mnie Seth, odruchowo podkulając ogon. – To przecież...

Daj spokój, wiem, jak to brzmi – westchnęłam ciężko. – Rzecz w tym, że jak mi się coś nie podoba, to wpadam w jakąś nerwową głupawkę. Mam tak przecież od zawsze.

Do młodego ten argument nie przemówił, choć tym razem mówiłam całą prawdę, i to ze stuprocentową pewnością. Chyba był po prostu zbyt przerażony. Jak on niby ma awansować na pełnoprawnego członka sfory, skoro aż tak źle radzi sobie z własnym strachem? Jeśli nie zdoła go kiedyś pokonać, już na zawsze zostanie tylko szczeniakiem...

Wypowiedziała się ta dojrzała i odpowiedzialna, nie?

Nie, Leah, ten wilk w tobie nie jest jakąś odrębną istotą, chociaż przyznaję, że to tak na pierwszy rzut oka może wyglądać – przerwał nam rodzącą się sprzeczkę Ladon. – To ty. To po prostu w tobie jest z racji na urodzenie: masz w sobie złość czarnego półdemona. Masz w sobie dzikość groźnego czarnego wilka, ale to tylko od ciebie zależy, czy jej się podporządkujesz, czy mimo wszystko zostaniesz człowiekiem.

Czy już się jej nie podporządkowałam? – spytałam słabym głosem, głośno przełykając ślinę. – I to niejednokrotnie, na Boga... – Opanowało mnie nagle takie przerażenie, że autentycznie zapragnęłam nagle się pomodlić, choć nigdy nie byłam przesadnie religijna. Aż prawie przeprosiłam Setha.

Nie, siostrzyczko, nie jest jeszcze za późno, spokojnie. – W niemal białych ślepiach błysnęła troska. Bez wahania przedarł się przez suche gałęzie i przywarł do mnie bokiem, ciepły, stabilny i tak cudownie znajomy, że zaraz wtuliłam się w niego nosem, chłonąc zapach, który kojarzył mi się już jedynie z poczuciem bezpieczeństwa. – Czy przemieniłaś się tam przy wszystkich? Nie. Walczysz z tą dzikością... i po prostu rób to dalej. Teraz wiesz już, na co powinnaś zwracać uwagę. Jeśli się nie poddasz, nie dojdzie do niczego złego.

A Fenrir? Jemu się nie udało, prawda?

Fenrir to zupełnie inna sprawa. On sam zadecydował. On przyjął tę demoniczną cząstkę z otwartymi ramionami...

O co dokładnie chodziło z Fenrirem? – wtrącił się Quills. – Obawiam się, że tego też nie znamy w całości.

Fenrir był czarnym półdemonem, który w swojej dzikości upatrywał daru od niebios – wyjaśnił Ladon. – W dużym skrócie: ubzdurał sobie, że obejmie władzę nad światem, a następnie go zniszczy. W historii było wiele takich przypadków. Wszystko zaczęło się od tego, że jego siostra zginęła, choć nie zachowały się wiadomości, w jakich dokładnie okolicznościach. Kochał ją nad życie, a jej śmierć zamiast go zabić, odebrała mu resztki człowieczeństwa. Doszło do tego, że czerpiąc energię ze skupisk upośledzonej magii – magicznych anomalii, jak wy je nazywacie – stworzył armię wilkopodobnych stworzeń, które nazwało się Wilkami Fenrira. W jakiś sposób nauczył się tworzyć nowe anomalie i rozsiewać je po Drugim Świecie tak, by zmieniały go według jego woli, a wyobraźnię miał przeogromną. Jego marzeniem podobno było pożreć słońce... Zginął w dość głupi sposób: po prostu wreszcie zainteresowały się nim wyverny. Choć jego potęga była ogromna, już jeden wyvern wystarczył, by zagonić go do budy... ale ostatkiem sił półdemon zdołał rzucić skomplikowaną klątwę, dzięki której mniej więcej raz na stulecie rodzi się Wilk Fenrira na wzór tych z jego armii, który ma przygotować świat do tego, by objął nad nim władzę następny czarny półdemon. Tylko nie przewidział, że choć Wilki będą się rodzić, czarne półdemony zostaną całkowicie wytępione. No, prawie całkowicie. – Zerknął szybko w moją stronę.

Jakoś nie czuję się na siłach, by pałaszować słonko – parsknęłam gorzko. – I nie mam ochoty na objęcie władzy nad światem. Chociaż nie przeczę, miałoby to sporo plusów...

Pamiętasz to, jak Starszyzna próbowała zabić cię w zeszłym roku? Oni w to nie wierzą. Boją się, że mogłabyś być równie szalona jak Fenrir. Że poddasz się tej dzikiej cząstce i...

Nie zamierzam! – Zerwałam się z miejsca jak oparzona. – Dobra, może faktycznie nie cierpię większości ludzi, może i spędzam wolny czas na wymyślaniu, jak ich wszystkich wymordować, i wierzę, że jest ich na świecie za dużo... może i złoszczę się bez powodu i sama siebie nie uważam za normalną, no ale litości! U mnie to zwykła schizofrenia, a nie chęć objęcia władzy nad światem.

Teraz może i tak – powiedział bardzo cicho. Byłam tak zalękniona, że nawet nie ruszyło mnie, że właściwie wszyscy potwierdzili właśnie, że mają mnie za schizofreniczkę. – Ale Fenrir też był z początku zupełnie normalny. Oni widzą, że teraz nie stanowisz zagrożenia... ale nie mają gwarancji, że w przyszłości nie zdarzy się coś, co sprawi, że zmienisz zdanie. A pamiętaj, że twoja przyszłość będzie dość długa.

Nie wiem, co takiego miałoby się stać, żebym naprawdę wzięła się za niszczenie świata. Od niszczenia świata mamy Antykreatora z tej starej przepowiedni, o której kiedyś gadał dziadek. Tej, która brzmi jak jakaś makabryczna bajka dla niegrzecznych dzieci, którą się opowiada, żeby przestraszyć je niemal na śmierć, by przestały broić. Wspominał mi kiedyś fragmenty.

Antykreator jest o wiele realniejszy, niż ci się wydaje.

Chwilę mierzyłam go pewnym siebie wzrokiem, lecz odpuściłam, gdy zorientowałam się, że jednak nie żartował.

No co ty. Chcesz powiedzieć, że naprawdę istnieje sobie na świecie jakiś gościu, który jednym tupnięciem nas wszystkich pośle w diabły? – Poruszyłam niespokojnie uszami, co było czymś w rodzaju wilczego odpowiednika uniesienia pytająco brwi.

Antykreator żyje i nikt nigdy nie czynił z tego żadnej tajemnicy. W Drugim Świecie to już coś w rodzaju kolejnej religii, zdobywającej coraz szersze grono wyznawców. Ale nie o Antykreatora nam tu idzie. – Pchnął mnie lekko łapą na znak, że powinnam znowu usiąść i się uspokoić. – Myślę, że Fenrir tak naprawdę nie byłby w stanie zniszczyć świata. Zwłaszcza że wystarczył jeden zwykły wyvern, by go pokonać. Rzecz w tym, że nie wszyscy w to wierzą, a jego klątwa nadal istnieje. Więc tak czy siak musisz być ostrożna, o co by nie chodziło, jasne? Powinnaś za wszelką cenę unikać sytuacji, w których możesz wpaść w taką złość.

Już miałam palnąć, że w takim razie powinnam definitywnie rzucić szkołę, ale w porę ugryzłam się w myślowy język. Nawet mnie przestawało być do śmiechu.

Jego nerwowość udzielała mi się z każdą chwilą, odwróciłam więc wzrok i obejrzałam się ponownie na otoczone wysmukłymi sosnami o reumatycznie poskręcanych gałęziach jeziorko, na którego brzegu leżałam. Idealnie czarny i idealnie okrągły zbiornik wodny wyglądał jak jakaś niewiarygodna dziura w rzeczywistości. Nieskazitelnej tafli nie mąciła najdrobniejsza fala, przez co naprawdę można było odnieść wrażenie, jakby to nie była wcale woda, lecz coś w rodzaju mrocznego teleportu do innego świata. Wystarczyło w niego wskoczyć i...

Nie macie wrażenia, że z tym jeziorkiem jest coś nie tak? – spytałam, przerywając wszystkim niewesołe rozmyślania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz