wtorek, 21 kwietnia 2020

Rozdział 19

Ciszę, która nagle zapadła, dałoby się spokojnie porąbać siekierą, posypać solą, upiec na kebab i podać z fryteczkami.

Może jeszcze colawka do tego? I zestaw suróweczek?

Trzy wilki najpierw wbiły osłupiałe spojrzenia we mnie, by za chwilę przenieść je w stronę czarnej wody, w której odbijało się kilka migoczących na niebie gwiazd. Seth i Quills niemal na siebie wpadli, gdy jednocześnie rzucili się w stronę brzegu. Z trzaskiem łamanych gałęzi przedarli się przez suche krzaki...

No właśnie! Dlaczego ja dopiero teraz zwróciłam na to uwagę?

Zerwałam się z miejsca. Mało brakło, a piaskowy wilk wpadłby mi na grzbiet, tak nagle wyłoniłam się przed nim z mroku. Przez chwilę zakotłowaliśmy się na wąskim paśmie wilgotnego piasku, rozglądając gorączkowo.

Jeziorko było idealnie okrągłe, jak odrysowane cyrklem, co może i nie okazywało się jakąś przesadną sensacją, skoro kiedyś mieściło się tutaj miejsce rekreacyjne. Po prostu nasuwało na myśl, że powstało sztucznie – to ludzie je wykopali, przez co zyskało tak doskonały, sprzeczny z naturą kształt... ale ci cali ludzie nie mogli przecież zrobić nic więcej. Nie mogli sprawić, by pomimo delikatnego wiatru tafla wody była idealnie gładka, wręcz jak lustro, w którym odbijały się nienaturalnie ostro migające na niebie gwiazdy. Ani że cała rosnąca wokół niego roślinność – zarówno wysokie drzewa o powykręcanych jak od reumatyzmu gałęziach, jak i drobniejsze krzaki – była martwa. Nie tylko martwa – ogołocona z kory praktycznie do zera, przez co sięgające nieba gałęzie przypominały świecące w mroku kości.

Milczeliśmy dłuższą chwilę, czujnie wodząc wzrokiem dookoła, lecz obojętnie, ile razy byśmy się wszystkiemu nie przyjrzeli, wyglądało dokładnie tak samo. Obraz nie chciał zniknąć, uświadamiając nam, że wcale nie zamierzał okazać się jedynie iluzją. Przyznam, że przez sekundę tak pomyślałam, oglądając się na Ladona z zapytaniem w oczach, ale półdemon wyglądał na tak samo zainteresowanego i lekko zaniepokojonego, jak my.

Gdy wsłuchałam się uważnie w otaczający nas las, wyłapałam coś jeszcze: niemal doskonałą ciszę, mąconą jedynie gwizdem wiatru w igłach wysokich sosen i lekkimi trzaskami, z jakimi układały się po swojemu naruszone przez nas zarośla. Nie znalazłam charakterystycznych odgłosów drobnych zwierząt, które przecież powinny żyć gdzieś tutaj, spać niedaleko. Wszędzie były jakieś żyjątka, nawet w centrum miasta, a z fenomenalnym wilkołaczym słuchem nie miałam nigdy najdrobniejszych problemów z wyłapaniem choćby ich sennego oddechu lub bicia malutkich serc.

To Seth, którego tak uparcie wszyscy uważaliśmy za skończonego tchórza, jako pierwszy się przemógł i podszedł do samej krawędzi wody, nachylając się nad nią ostrożnie. Przechylił łeb ze zdumieniem, gdy okazało się, że wbrew wszelkim prawom logiki wcale nie ma odbicia.

Anomalia? – spytał nieśmiało. Wyciągnął łapę, przez chwilę chcąc dotknąć nią tafli, ale cofnął ją po kilku sekundach wahania. Obawiam się, że każde z nas na jego miejscu postąpiłoby identycznie.

Czy raczej skupisko upośledzonej magii, jak to określił Ladon? – podsunął Quills, oglądając się na półdemona. – To naprawdę tak się nazywa fachowo?

Przynajmniej tak na to mówią w Drugim Świecie – potwierdził biały wilk. Wyminął mnie powoli i również podszedł do wody. Nachylił się o wiele niżej niż Seth, niemal dotykając jej nosem, lecz nawet gdy specjalnie mocniej dmuchnął, nie pojawiły się na niej żadne zmarszczki. Widziane jego oczami, odbijające się w tafli gwiazdy wydały się nagle zbyt podobne do czegoś namalowanego. Bardziej przypominały wyobrażenie o niebie – niemal niemożliwe do odróżnienia od oryginału, jednak mające w sobie jakąś doskonałość, która wywoływała poczucie sztuczności. Sama nie umiałam dobrze tego określić, zauważyłam jedynie, że przestrzeń pomiędzy świetlistymi punkcikami przybiera odcień lekkiego granatu, choć gdy zadarłam łeb, widziałam w jego miejscu jedynie czerń.

To nie jest to samo niebo – zauważyłam wreszcie.

Trzy spiczaste wilcze nosy powędrowały za moim spojrzeniem, lecz myśli były już spokojniejsze. Chyba opanował ich po prostu nastrój, który można było określić jako „nic mnie już dzisiaj nie zdziwi”.

Myślę, że mimo wszystko lepiej by było się do tej wody nie pchać – rozległ się w naszych głowach głos Embry'ego. – Ciekaw jestem, dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej. Zbieramy się tutaj przecież od lat. Nawet Starszyzna tu była i też nie zwrócili na nic uwagi.

Może to świeża anomalia? – zastanowił się Seth.

Wydaje mi się, że ta woda wygląda tak od zawsze – mruknęłam niepewnie. – Teraz ciężko mi coś więcej powiedzieć. Ale... – Zawahałam się w ostatniej chwili i szybko pomyślałam o czymś innym, by zamaskować niewesołe skojarzenia.

Nic z tego, wszyscy wyłapali, że coś jest nie tak.

Czyli jak jest? Czujesz tutaj coś wyjątkowego? – Quills utkwił we mnie czerwone ślepia.

Uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, ale posłusznie skupiłam się na własnych odczuciach.

No więc jako czarny półdemon miałam instynktownie wyczuwać anomalie, lgnąć do nich i być może nawet czerpać z nich siłę. Czy czułam się tutaj jakoś... inaczej? Odpowiedź niestety brzmiała: tak, jak najbardziej.

To małe jeziorko – coś, co czasem wręcz pogardliwie nazywałam kałużą w środku lasu – chyba od zawsze przyciągało mój wzrok. Chętnie przesiadywałam na jego brzegu i ilekroć się tutaj spotykaliśmy, odłączałam się od reszty, by zbliżyć się do czarnej wody, a już zwłaszcza gdy byłam zdenerwowana. W jakiś sposób to miejsce mnie uspokajało i fascynowało, wydawało się takie... po prostu ciekawe, choć pewna jestem, że w tysiącach punktów na świecie można znaleźć coś na pierwszy rzut oka podobnego.

Tak, w jakiś sposób czułam się tutaj silniejsza. Ciężko było dobrze wytłumaczyć, na czym konkretnie to polegało, ale chodziło chyba o to, że... jakimś zrządzeniem losu wszystkie moje wady tutaj przestawały mnie obchodzić. Wydawały się jakieś takie o wiele mniej istotne, mniej groźne. Tutaj właściwie nie czułam potrzeby, by o nich rozmyślać i starać się je zwalczyć. Przecież nawet atak paniki po tym wszystkim, co opowiedział mi Ladon, zdołałam w sobie zdusić, gdy patrzyłam na sztuczne niebo na tafli wody.

Wtedy wpadłam na jeszcze jedną rzecz.

Chłopaki, moglibyście mi powiedzieć, jaki ta woda ma dla was kolor?

Spojrzeli na mnie jak na kretynkę, ale pierwsze odpowiedzi, jakie padły, brzmiały jednoznacznie:

Czarny.

Potrząsnęłam łbem.

Nie, nie czarny. Spójrzcie jeszcze raz. Przecież wszyscy widzicie, że to niebo w niej jest granatowe.

Chwila konsternacji byłaby całkiem zabawna, gdybym tylko obserwowała ją z boku.

Kurwa, no jest granatowe, ale coś mi każe sądzić, że woda jest czarna. – Quills ubrał w słowa to, co nam wszystkim chodziło po głowie.

Że co? O czym wy pieprzycie? – odezwał się Jared, zaskoczony tak optymistycznym powitaniem po przemianie.

Wstrzymaj się, gościu, sam się nie orientuję, ale brzmi to ciekawie – osadził go w miejscu Embry. Byliśmy tak zaaferowani, że nie zwróciliśmy uwagi na bijącą od niego niechęć do brązowego wilka.

To pewnie jakaś specyfika tej anomalii – podpowiedział Ladon, gdy Quills i Seth znowu zaczęli uparcie przyglądać się wodzie. – Tego typu rzeczy rządzą się własnymi prawami. Czasem działają naprawdę wyjątkowo. Rzadko się spotyka, by oddziaływały na umysł, ale i takie się zdarzają.

Nie wydaje wam się, że tych anomalii w mieście jest zdecydowanie za dużo? – jęknął Seth. – Gdzie się nie obejrzymy, trafiamy na jakąś. To chyba nie jest normalne.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że uważa całe miasto za anomalię – roześmiałam się gorzko.

Ale coś w tym faktycznie jest. – Tym razem w eterze pojawił się Sam. – Te anomalie są wszędzie. A jeszcze parę lat temu ich nie było. Stara sfora na pewno zwróciłaby na to uwagę, gdyby już wtedy się coś działo.

Co to może oznaczać?

A kij wie. Może to przez ten cholerny krater? – podsunęłam. – Nie uważacie w ogóle, że to jeziorko wygląda jak krater, tylko że zalany wodą?

Cisza eksplodowała serią chaotycznych, mieszających się ze sobą myśli.

Ja pierdolę – skwitował to Embry. – Chyba zawołam resztę.

Wątpiłam, by wszyscy mogli go usłyszeć, gdy zatrzymał się na moment, przysiadł na zadzie i zawył ze wszystkich sił, ale pozostawało mieć nadzieję, że tak będzie. Żadnemu z nas nie uśmiechała się opcja przemiany w człowieka i dzwonienia do każdego po kolei.

Ale jak to krater zalany wodą? – zdenerwował się Jared. – Przecież to niemożliwe! Niby skąd by się tu wzięła kolejna taka rzecz? I czy nie mieliśmy się skupić przypadkiem na bladgorach, które łażą nam po mieście?

Tropię bladgory, gdy tylko mam na to chwilę. Czyli praktycznie cały czas – warknął Ladon. – A to pieprzone jeziorko mamy tuż przed nosami. Wydaje mi się, że to też wypadałoby sprawdzić.

Patrzcie, gościu myśli, że może decydować, czym się zajmujemy! – usłyszeliśmy głos Paula. – Ty, biały, ale ty pamiętasz, że nawet nie należysz do tego stada? Nie masz prawa nam rozkazywać!

Zamknij się, Paul – ofuknął go Quills. – To też trzeba będzie omówić, ale wydaje mi się, że mamy pilniejsze sprawy na głowie. Ladon posiada to, czego brakuje nam: wiedzę. Myślę, że w tej sytuacji może naprawdę pomóc.

Świetnie! – Dresiarz roześmiał się sucho. – A o tych Alfach już z nim gadałeś?

O jakich Alfach? – spienił się Ladon.

Dość! – Tym razem Quills huknął Głosem Alfy, co zamknęło dresowi usta.

Auć, co tak ostro? – syknął Jacob, któremu najwyraźniej oberwało się rykoszetem. – Wołaliście, czy mam omamy słuchowe?

Wołaliśmy – potwierdził Embry i zawył jeszcze raz, tym razem chyba jeszcze głośniej. Nikt nie był w nastroju, by zwrócić uwagę na to, że podejrzanym jest, jakoby Jacob orientował się w tak skomplikowanych sprawach, jak omamy. – Gdzie jest reszta tej hołoty?!

Ciszej, ludzie mieszkają dookoła – ochrzanił go Seth. – A jak ktoś wyjrzy przez okno?

Jestem, już jestem! W sklepie byłem! – zagłuszył go Collin. – Pali się, czy co?!

Można tak powiedzieć, chociaż ja tam bym dyskutował – odpowiedział z rozbrajającym spokojem Ladon.

Chyba tobie pod dupą się pali – zarechotał Paul, lecz umilkł, gdy Quills posłał mu myślowe wyobrażenie, jak wywleka go na lewą stronę i wrzuca do jeziorka z kamieniem uwiązanym u szyi.

Kuźwa, co się tak drzecie pod moim domem?! – krzyknął Brady, niemal wbiegając w przechodzącego akurat pod jego klatką schodową Embry'ego.

Ty patrz, to działa! – roześmiałam się jak głupia. – I to o wiele lepiej niż telefon...

Kogoś jeszcze brakuje? – przerwał mi Quills.

Wydaje mi się, że są już wszyscy...

To migiem na górkę, sprawa jest.

Lekki niepokój, spowodowany nietypowym wezwaniem na zebranie, zamienił się powoli w coś na kształt kiełkującego strachu.

Co za sprawa? Brzmicie cholernie poważnie...

Nie podoba mi się to.

Co półdemon tu robi?

Pomaga. Obawiam się, że wie więcej niż my.

Czasem warto spytać o zdanie kogoś mądrzejszego, nie? – Tym razem to Ladon rechotał. Gdy poleciały w jego stronę wielopiętrowe wiązanki najbardziej wyszukanych przekleństw, w większości stworzonych samemu od zera, niemal zaczął się pokładać na leśnej ściółce.

Grabisz sobie, koleś!

Przymknijcie się, coś jest na rzeczy.

Ale o co im chodzi z tym jeziorkiem? I co ma do tego krater?

Leah słusznie zauważyła, że jeziorko wygląda jak krater, tylko że zalany wodą – pospieszył z krótkim sprawozdaniem Quills. – Ponadto ewidentnie jest anomalią.

Zajebiście! – skwitował Jacob. – Jakbym nie mógł spać spokojnie, jak normalny człowiek...

Człowiekiem i tak nie jesteś i nigdy nie będziesz, mózgu.

Zaraz będę na miejscu, poczekajcie ze wszystkim na mnie.

Nigdzie się nie wybieramy.

Jako pierwszy spomiędzy drzew wyskoczył Jared. Sekundę po nim zjawili się spienieni Embry i Brady, po nich lekko niewyspany Jacob. Wilki stopniowo gromadziły się na niewielkiej polance na szczycie górki, zmęczone szybkim biegiem i naszą tajemniczością. Lśniące niepokojem ślepia błyszczały w mroku.

Jeziorko porównujecie do krateru? – dopytywał Collin. – Nie podoba mi się to. Skąd takie przypuszczenia? Może to anomalia jak każda inna?

A nawet jeśli to zwykła anomalia, to chyba i tak powinniśmy skupić się na tym, że jest ich tu za dużo – powiedział Sam. – Na każdym kroku na nie natrafiamy. Jest ich coraz więcej. Boję się tego.

Wspominaliście, że przez krater całe miasto może przenieść się do Drugiego Świata. Czy to możliwe? Może ta coraz większa liczba anomalii to jakiś zwiastun?

To może nie do końca tak działa – odezwał się Ladon. – Nie tak, że miasto przeniesie się tak po prostu do Drugiego Świata... Znaczy owszem, przeniesie się, ale jako skupisko upośledzonej magii. Czyli anomalia właśnie.

Jakie to może mieć dla nas konsekwencje?

Przetrwamy to?

Kurde, ja nie chcę mieszkać w Drugim Świecie, Pierwszy mi się podoba...

Spokojnie, nie miałbyś okazji. I tak żadne z nas by tego nie przeżyło. – Półdemon roześmiał się gorzko, a wszystkie spojrzenia jak na komendę skierowały się w jego stronę.

Ja pierdolę – zapiszczał Embry. – Wyprowadzam się.

Luzik, koledzy. – Biały basior wywrócił oczami. – To nie stanie się tak nagle, byś nie miał czasu zareagować. Zdążysz zwiać ze trzy razy, zanim coś ci zagrozi. Wszyscy zdążą się ewakuować... o ile będą wiedzieć, co jest grane. A zwykli ludzie wiedzieć nie będą.

Dlatego trzeba coś z tym zrobić! – Sam kręcił się niecierpliwie w miejscu, kalecząc lekko wilgotną ziemię ostrymi pazurami. W ciemności błyskały jego wyszczerzone kły. – Tylko co? Nie wiemy nawet, jak się za to zabrać!

Ja też tego nie wiem – westchnął Ladon. – Coś takiego stało się może trzy razy w historii.

O, pan Chodząca Encyklopedia przyznaje się do niewiedzy? – Paulowi widocznie jeszcze nie było dosyć, ale zamknął się, gdy Seth uchlał go w łapę. Coś odważny się ten nasz szczeniak robi.

Nie mogę wiedzieć wszystkiego. – Półdemon wyszczerzył na dresiarza zębiska. – W porównaniu do was mam sporą wiedzę, ale encyklopedią bym siebie nie nazwał.

W porównaniu do nas... – powtórzył cierpko Brady, ale oprócz niego nikt nie zareagował na zaczepkę.

Ale co wiesz? Co powinniśmy zrobić?

Jak się uratować?

Jak uratować te tysiące ludzi, które tu mieszkają?

Będziemy musieli ewakuować miasto, czy jest jakiś inny sposób?

Zamknąć się wszyscy! – huknął Quills Głosem Alfy. – Z takim chaosem w głowach i tak nic nie wymyślimy. Spokojnie i po kolei. – Obejrzał się na Ladona. – Umiesz ocenić, jak szybko postępuje ta... degradacja miasta? Jak szybko może nam coś zagrażać?

Zagraża wam cały czas. – W prawie białych oczach błysnęła stanowczość. Przez myśl przemknęło mi, że Ladon faktycznie czasem wygląda jak Pełnokrwisty Alfa. Jego spokój nawet w obliczu takiej sytuacji był zaraźliwy. – Każda kolejna anomalia może być potencjalnie niebezpieczna, a dwie znajdujące się w pobliżu możliwe, że zaczną oddziaływać na siebie nawzajem, czego skutki są trudne do przewidzenia. Ale myślę, że macie jeszcze trochę czasu. Być może parę lat. Musicie jednak być przygotowani na to, że z każdym dniem może być coraz gorzej, a ludzie nie są na tyle ślepi, by się nie zorientować, że coś jest nie tak.

Parę lat... To chyba wystarczająco wiele czasu, żeby coś wymyślić? – spytał z nadzieją Brady.

Nie słyszałeś, że będzie coraz gorzej? – Collin obejrzał się na niego z politowaniem w oczach. – To powinno się załatwić jak najszybciej. Tylko jak?

No właśnie. Jak? – Quills nadal patrzył prosto w oczy jedynie Ladonowi. Nie ufał mu – widać było gołym okiem, że jest tak czujny, bo usiłuje wyłapać, czy półdemon mówi prawdę. I czy czegoś przed nami nie zataja. Moim zdaniem o wiele łatwiej było słuchać jego myśli, bo wyjątkowo otworzył się przed nami całkowicie. Jak członek naszego stada...

Tak, z jednej strony naprawdę pragnęłam, by stał się jednym z nas.

Jak dla mnie, jedyną nadzieją jest wezwanie tutaj wyverna – powiedział wreszcie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie wywoła to u nas przyjaznej reakcji. – Bez możliwości kształtowania wyższej magii nie dacie tutaj rady.

A ty nie mógłbyś nam zastąpić wyverna?

Nie dorastam im do pięt.

Kilka wilków potrząsnęło łbami z niedowierzaniem. Potęga Ladona z naszej perspektywy wydawała się nieskończona, więc co dopiero powiedzielibyśmy na choćby i najprzeciętniejszego wyverna?

Naprawdę sądzisz, że wezwanie tutaj jakiegoś szalonego piromana byłoby lekarstwem na wszystko?

Nie wszystkie wyverny są szalone.

Na chwilę zapadła cisza, która mówiła nic innego, jak sceptyczne: „serio? No co ty nie powiesz”.

No dobra, wszystkie – przyznał wreszcie. – Ale niektóre mniej.

Bardzo nas to pociesza. – Embry opadł na ziemię, nie mając siły dłużej utrzymać się na łapach. – Mówisz poważnie? Nie ma innej opcji?

Nie ma. Smokona tutaj nie macie, prawda?

To znaczy? – W oczach Alfy przez chwilę błysnęło niezrozumienie.

Smokońskiego Strażnika, który opiekowałby się miastem.

Z tego, co wiem, nie ma tu nikogo takiego. – Alfa pokręcił przecząco łbem. – Ale nawet jakby był, to co z tego? Chyba mówiłeś kiedyś, że to wszystko wygląda ci na robotę cholernie potężnego wyverna. To chyba nie jest liga dla smokonów.

Wyverny to za wysoka liga dla wszystkich prócz innych wyvernów – przyznał Ladon z ciężkim westchnięciem. – Na waszym miejscu pokornie przyznałbym się do porażki i jednego tutaj zaprosił, bo to naprawdę źle wygląda. Nic innego się nie wymyśli.

Najpierw Starszyzna, a teraz wyvern... – jęknął ktoś, ale nie zwróciliśmy na niego większej uwagi.

A bladgory? Co z tym czymś, co pałęta się po mieście? – dopytywał Quills. – To też sprawa dla wyverna?

Jeśli to faktycznie są bladgory – a podkreślam, że nie mam pewności – to powinniście sobie z nimi sami poradzić. I radzę wam to zrobić przed zaproszeniem wyverna. W ogóle na wizytę kogoś takiego trzeba się nieco przygotować, nie możecie mu przedstawić sytuacji, o której sami wiecie tak niewiele.

Tym razem chyba wszyscy byliśmy tak samo zdezorientowani. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało, ale wilki otaczały już półdemona jak niewielka widownia, wpatrzone w niego niemalże jak w obrazek. Jak w wydającego im instrukcje guru...

Kolejny raz zamigała mi w głowie kwestia Pełnokrwistego Alfy, ale przegnałam ją precz. To nie była pora na roztrząsanie takich dylematów, mogliśmy poczekać na spokojniejsze czasy.

Czyli, twoim zdaniem, co konkretnie powinniśmy zrobić? – Milczenie przerwał Jared, któremu Embry zaraz posłał wściekłe spojrzenie.

Wyvern nie odwali całej roboty za was – tłumaczył mój brat. – W tej chwili nie wiedzielibyście nawet, co mu powiedzieć, by nie było poprzedzone słowem „chyba”. Musicie się zorientować, ile w mieście jest anomalii, gdzie się znajdują i na ile są waszym zdaniem groźne. Powinniście nanieść to na mapę i zobaczyć, czy nie układają się w jakimś porządku. A przede wszystkim pozbyć się bladgorów, czy co to tam w końcu jest. Wyvernom nie będzie się chciało zajmować czymś takim, jeśli się okaże, że sami byście sobie poradzili. I bez tego mają dużo do roboty. A zdenerwowanego wyverna na pewno tutaj nie chcecie, zwłaszcza że już z jednym prawdopodobnie macie do czynienia. Tak mi się wydaje. Chyba nikt inny nie byłby zdolny do wywołania takiego zamieszania.

Właśnie, a czy u nas w mieście przypadkiem nie mieszka już jeden wyvern? Ten, który podpalił Sama? – wtrąciłam nagle.

Wydawał się wyjątkowo mało szalony. Nie podejrzewałbym go o to, ale można zakręcić się w jego okolicy – przyznał Quills. – Byle ostrożnie. Kolejnych niemal śmiertelnych poparzeń nam nie trzeba.

Ladon mało się nie roześmiał, gdy natrafił w naszych głowach na wspomnienie, ale udało mu się jakimś cudem zachować powagę.

Wydaje mi się, że moglibyście zwrócić się do niego o pomoc. Jeśli to leży w jego możliwości, z pewnością chętnie się zainteresuje tym, co dzieje się w jego mieście. I to mocniej niż jakiś zupełnie obcy. Ale naprawdę dobrze mu przygotować jakiś grunt, na którym będzie mógł pracować. Może nie tak wnikliwie, jak w przypadku obcego, bo skoro tu jest, powinien wyczuwać już od dawna, że coś jest grane, ale też nie zabierze się za pomoc, jeśli nie dostanie żadnego punktu zaczepienia. I...

Wilcze ślepia rozbłysły, gdy półdemon nagle się zawahał. Po raz pierwszy, odkąd zaczął nam tłumaczyć sprawę, zauważyłam w Ladonie oznaki strachu.

I co? – Quills pogonił go głuchym warknięciem. – Mówże wreszcie! Już i tak raczej nic nas nie zdziwi.

Niech wam będzie. Mnie też się wydaje, że to jeziorko wygląda jak krater.

Jeśli miałam jakieś obiekcje odnośnie naszych chwil dramatycznej ciszy, w tamtym momencie ostatecznie się ich wyzbyłam. Były całkiem urocze i niewinne w porównaniu do tej, która zapadła po tych dwóch krótkich zdaniach. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na mojego brata, jakby oglądali rozgrywkę tenisa. Na wilczych pyskach malowało się niedowierzanie pomieszane z coraz silniejszym strachem.

To znaczy? – spytał wreszcie Sam. – Przecież... Przecież to jest jezioro, a tamto to krater, no – stwierdził wreszcie inteligentnie, ale wyjątkowo nikt nie był w nastroju, by stroić sobie z niego żarty.

Chodzi mi o to, że jestem prawie pewien, że... to jeziorko kiedyś wyglądało jak krater – przyznał biały wilk. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, że teraz wypełnia je woda, ale... Cholera, no, po prostu mi zaufajcie, ma w sobie coś takiego, że tylko to mi przychodzi na myśl. Być może to było lata temu, dlatego na przykład stara sfora o tym nie wiedziała, ale jestem pewien, że tu mieścił się krater.

Jedyne, co przyszło mi na myśl po tych słowach, to „powiało grozą”. Skuliłam się z powodu wgryzającego w skórę wyimaginowanego zimna, którego nie potrafiła pokonać gruba warstwa czarnej, odrobinę dłuższej niż u reszty sierści. Spojrzałam na jeziorko zupełnie inaczej niż przed chwilą i profilaktycznie odsunęłam na parę kroków, sama nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robię. Musiało to wyglądać absurdalnie, ale nikt się nie śmiał.

Ja czuję się tu inaczej niż przy kraterze – powiedziałam cichutko, gdy zdołałam się mniej więcej opanować.

A co ma do rzeczy twoje wspaniałe samopoczucie? – burknął Paul, podejrzliwie przekrzywiając łeb.

Rozmawialiśmy o tym, zanim się zjawiliście, Paul – pospieszył z wyjaśnieniami Quills. – Leah jako czarny półdemon czuje się lepiej w pobliżu anomalii i w jakiś sposób być może zdoła czerpać z nich moc. A przynajmniej tak robił Fenrir przed czterema tysiącami lat.

Wyczuwam aurę anomalii, jeśli można mówić o czymś takim – potwierdziłam. – W polu ich oddziaływania jestem silniejsza i pewniejsza siebie. Teraz za to mogę powiedzieć z całą pewnością, że czuję się inaczej niż przy kraterze. Krater mimo wszystko mnie przeraża, a to jest po prostu... spokojne.

Może spróbuj opisać, co takiego czujesz? – zaproponował Ladon.

Uznawszy, że to nie taki zły pomysł, wsłuchałam się w siebie.

Mam wrażenie, że... to miejsce faktycznie było kiedyś potężne. Że ta moc wciąż w nim jest. Albo że gdzieś tu czai się jakieś jej echo, schowane na tyle głęboko, że nie zdoła się wydostać. Być może pod taflą tej dziwnej wody. To jeziorko jest cholernie stare. Tylko dziwię się, dlaczego wcześniej nie zauważyliśmy, że coś jest z nim nie tak.

I nic więcej? Nie boisz się? Nie chcesz uciekać?

Nic. – Potrząsnęłam przecząco łbem. – Czuję spokój. Ciszę i spokój. Niczego negatywnego. Ale... Nie, nie wykluczam, że to kiedyś był krater, sama to przecież na początku powiedziałam, ale po prostu czuję się tutaj inaczej.

Mimo wszystko mam propozycję. – Mój brat ponownie skoncentrował się na wpatrzonych w nas wilkołakach. – Nanieście oba kratery na mapę. Stwórzcie z nich rogi figur geometrycznych – kwadratu, prostokąta, trójkąta... obojętnie. I sprawdźcie miejsca, w których wylądują pozostałe rogi.

Przecież to nam zajmie całą wieczność! – Embry aż zerwał się z ziemi, święcie oburzony. – Figury mogą mieć wszelkie możliwe wymiary. Równie dobrze moglibyśmy szukać i bez tego, taki sam skutek by to przyniosło.

No to postawcie na sam początek na coś prostszego. Kwadrat i trójkąt równoboczny.

To wcale nie jest taki zły pomysł – westchnął Quills. – Faktycznie czasochłonny, ale niezły. Mimo wszystko jednak uważam, że lepiej będzie zająć się na pierwszy rzut bladgorami. Skoro na przenosiny do innego świata mamy jeszcze parę lat...

Tak, jeśli nie zdołacie prowadzić tych spraw równolegle, bladgory będą pilniejsze. Bylebyście się pośpieszyli...

On nam rozkazuje.

Ladon urwał wpół słowa, oglądając się na Paula. Przez chwilę wyglądali z Quillsem jak swoje lustrzane odbicia.

Nie rozkazuję wam. – Półdemon mówił bardzo powoli. – Zostałem spytany o zdanie, więc mówię, jak postąpiłbym na waszym miejscu. Nie musicie korzystać z moich rad. To wasza sprawa. Ja szukam bladgorów na własną rękę, prowadzę własne śledztwo. I nadal uważam, że nie powinniśmy wchodzić sobie w drogę. – Uniósł lekko wargi, ukazując koniuszki kłów.

A to już zabrzmiało jak groźba – syknął Embry, ale jakoś tak bez przekonania.

Znaczy ja wiem, o co chodzi. – Paul uniósł się powoli. – To tylko twoje zdanie, ale... Gościu, w świetle naszej ostatniej rozmowy o Alfach wygląda to lekko nie halo.

Jakiej rozmowy o Alfach? – Obejrzał się na mnie bezradnie, ale szybko wyłapał z moich myśli, o co chodziło. – Aha. Mówiłem już Lei, że wszystko jedno, czy jestem Pełnokrwistym Alfą tego stada, czy nie, i tak nie zamierzam z nikim walczyć o władzę. Ja nawet nie należę do tego stada. Paru z was również tę deklarację słyszało.

A chciałbyś?

Teraz to autentycznie pomyślałam, że mnie zlinczują.

Leah, do kurwy nędzy!

On nie będzie w tym stadzie! Mówiliśmy już o tym na początku, gdy pozwoliliśmy mu zostać w mieście!

Ale jeśli...?

Teraz za to obejrzeli się na Sama. Jego zwykle wszyscy mieli za chodzący zdrowy rozsądek, więc ten nieśmiały wstęp wprowadził jedynie większy zamęt.

A tobie co znowu? Chory jesteś? – Jacobowi opadła szczęka.

Chodzi mi o to, że właściwie to nie mamy co wykluczać przynależności Ladona do tego stada. – Rudy wilk nie był może święcie przekonany o prawdziwości swoich słów, ale brzmiał na wystarczająco pewnego siebie, by pozwolili mu dokończyć. – Nie mamy prawa tak po prostu go odrzucać. Przekonaliśmy się przecież, że nie stanowi dla nas zagrożenia i chce pomóc. Ba, już to robi! Skoro sforze Aresa daliśmy drugą szansę, dlaczego jemu mamy jej odmawiać?

Bo to półdemon? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.

Jest wilkołakiem w takim samym stopniu, jak my.

Może i jest w tym trochę racji – przyznał Brady po dłuższej chwili.

Po moim trupie – syknął w tym samym momencie Jared.

Może dajmy Alfie zdecydować? – zaproponował Seth.

Przecież jeśli on dołączy do stada, będzie miał prawo walczyć z Quillsem o władzę!

Stado też ma w tej kwestii coś do powiedzenia.

Ale i tak ostatnie słowo będzie należało do nich. Co, jeśli półdemon wygra? Będziemy musieli się podporządkować!

Kłótnia urwała się, gdy Quills zawarczał. Był tak zmęczony, że nawet nie chciało mu się ubierać myśli w słowa.

Powiem tak – zaczął nieznośnie powoli. – Ladon ma prawo dołączyć do tego stada. Jest wilkołakiem, pokazał swoje dobre intencje... ale jeszcze nie dowiódł, że jest wart tego budującego się zaufania. Uważam, że jedyne, co mogę mu zaproponować, to coś w rodzaju okresu przejściowego. Jeśli zdoła udowodnić nam, że można polegać na nim tak, jak my polegamy na sobie nawzajem, nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jest wnukiem starego Alfy, a z Leą łączy go tak silna więź, że nie zdołałby zrobić nam na złość, bo tym samym skrzywdziłby i ją.

Nikt mnie nie zapytał, czy ja w ogóle chcę należeć do tego stada – warknął Ladon.

Quills obejrzał się na niego bez śladu żadnych emocji w ślepiach.

A nie chcesz?

Półdemon jakoś tak się skurczył.

Ja... sam nie wiem – przyznał. – Musiałbym się zastanowić. Nigdy nie należałem do żadnej watahy, nie wiem, czy się do tego nadaję.

Jak chcesz. Propozycja padła, warunki, jakie musisz spełnić, również. Reszta zależy od ciebie. Pamiętaj tylko, że kolejnej walki o władzę nie potrzebujemy.

Nie zamierzam o nią walczyć.

Alfa skinął powoli łbem.

No to chyba już wszystko jasne.

Cała reszta przytaknęła pokornie. Kilku przełknęło z niejakim wysiłkiem rodzące się protesty, niechętnie przyznając, że Quills faktycznie miał rację. Nie istniał powód, dla którego mielibyśmy odmówić Ladonowi dołączenia do nas. Żyliśmy w jednym mieście już od pół roku i ani razu nie zyskaliśmy uzasadnionych podejrzeń, by zamierzał działać przeciwko nam.

No dobrze, może raz, ale to i tak szybko okazało się jedynie naszą paranoją. Półdemon nie był dla chłopaków niesamowicie sympatyczny, ale nigdy też nie okazał im jawnej wrogości. Dopóki byli moimi przyjaciółmi, nie zamierzał robić im na złość, a być może posiadanie go w naszych szeregach dużo by nam pomogło? Faktycznie miał tę wiedzę, której nam w wielu kwestiach bardzo brakowało.

Tylko co z kwestią Alf? Wciąż nie wiedziałam, jak to dokładnie działało. Chwilami gotowa byłam uwierzyć, że nadawałby się do tego wyśmienicie i przez to w przyszłości pojawią się kłopoty, ale gdy tak pokornie pochylił kark przed Quillsem, przystając na jego warunki, zaczynałam mieć wątpliwości. Albinos, choć jak każdy popełniał błędy i czasem nie miał do tego wszystkiego siły, nie sprawiał wrażenia łatwego przeciwnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz